Toksyczna miłość kina i betonu

W swoim nowym filmie „Spotkanie w Palermo” Wim Wenders tworzy ciemny portret nowoczesnej architektury, obsadzając przestronny budynek w roli sennego koszmaru. Nie on jeden

Publikacja: 24.08.2009 21:08

Budynek ze "Spotkania w Palermo"

Budynek ze "Spotkania w Palermo"

Foto: Neue Roadmovies 2008

Budynek jest niepozorny, jak każdy psychopata na pierwszej randce. Betonowa kostka, w której wycięto kwadraty okien w trzech różnych rozmiarach, rozmieszczając je nieregularnie. Finn, główny bohater filmu „Spotkanie w Palermo”, wzięty fotograf, który rozmienia się trochę na drobne, fotografując modę, śpi w nim, pracuje, wykłada. Całe jego życie koncentruje się w tych ascetycznych wnętrzach. – Wybraliśmy ten dom ze względu na wielkie okna, które pokazują okolicę – mówi Sebastian Soukup, scenograf „Spotkania w Palermo”. – Tworzy to metaforyczną przestrzeń dla bohatera, który pracuje ze zdjęciami i obrazami, jest od nich uzależniony. Chcieliśmy przełożyć na współczesny język pokoje znane z obrazów XVIII-wiecznego malarza Giovanniego Paolo Paniniego – dodaje.

[srodtytul]Jesteśmy zgubieni [/srodtytul]

Finn jest samotny, żyje szybko, sypia mało – typowy człowiek sukcesu. Swoje sny porównuje do małych śmierci. Koszmary z udziałem skromnej kosteczki nawiedzają go kilkakrotnie. Jej wnętrze nagle zmniejsza się do rozmiaru kurnika i więzi zgiętego w pół bohatera. W oknach pojawia się twarz śmierci. W innym śnie budynek zamienia się w nocny stolik, na którym siedzi maleńki, nagi Finn, jakby szykował się do skoku. – Nie zgadzam się, że ten budynek jest czarnym charakterem w filmie – protestuje Soukup – w koszmarach Finna zarówno on, jak i jego otoczenie często tracą proporcje. Przydarza mu się to i w jego studiu w Düsseldorfie, i w pokoju hotelowym w Palermo. Dla mnie to bardziej próba pokazania, że Finn gubi się w swoim codziennym życiu, gubi moralny kompas.

Finn sam o sobie mówi: „sono perduto”, co znaczy nawet „jestem zgubiony”. Dopiero zmiana scenerii, wyjazd z niemieckiego miasta, w którym rozpoczyna się akcja filmu, do Palermo daje bohaterowi szansę na drugie życie.

[srodtytul]Życie przeprojektowane [/srodtytul]

Jasny, przestronny budynek, któremu w filmie Wendersa przypadła niewdzięczna rola straszenia Finna, należy do europejskich znakomitości. To gmach Zollverein School of Management and Design w Essen. Powstał w 2006 roku wg projektu tokijskiego biura SANAA, które w ostatnich latach miało kilka podziwianych realizacji. Poszczególne piętra są różnej wysokości, co pięknie zagrało w filmie. Jednak to świat dość sterylny i mimo tempa pracy, które narzuca Finn, jakby pozbawiony życia. Może przeprojektowany, jak niektóre sesje fotograficzne w świecie mody. Palermo obdarte, brudne, głośne, dekadenckie jest jego zaprzeczeniem.

[srodtytul]Samotność w Mediolanie [/srodtytul]

Podobny kontrast nowoczesnej, ale suchej architektury i witalnych starych miast pokazywał w swoich filmach Antonioni, z wykształcenia architekt. Mówi się, że tylko w jego filmach architektura naprawdę była jednym z bohaterów. Film „Noc” zaczyna się od długiego ujęcia, w którym kamera sunie w dół wieżowca Pirelli, ikony powojennego Mediolanu. Architekci Gio Ponti i Pier Luigi Nervi z 60 tysięcy ton betonu stworzyli symbol nowoczesności i rosnącego tempa życia. Kamera pokazuje miasto, które odbija się w chłodnych taflach szkła. Co działa również w drugą stronę – budynki ze szkła i aluminium są zimne i zarażają tym ludzi.

– Modernistyczna architektura Mediolanu w filmie „Noc” pokazuje anonimowość współczesnego człowieka, a nowoczesne osiedla Rzymu z „Zaćmienia” – jego wyobcowanie – mówi profesor Mitchell Schwarzer, historyk architektury z California College of the Arts w San Francisco, badacz roli, jaką architektura gra w kinie. – Jednocześnie w obu tych filmach uchwycono niezwykłe piękno modernistycznych budynków, gładkie płaszczyzny betonu, ostre narożniki, przezroczystość szkła, subtelność, z jaką cienie i światło słoneczne padają na ściany – dodaje. U Antonioniego nawet rewolta młodzieżowa 1968 roku ma tło architektoniczne. Wobec architektury „bogaczy bez serca” buntuje się inna bohaterka włoskiego reżysera – hipiska Daria z „Zabriskie Point”, notabene córka architekta. W finałowej scenie filmu wyobraża sobie wysadzanie w powietrze zawieszonego na skałach domu projektu Paola Soleri, wzorowanego na dziełach mistrza modernizmu Franka LLoyda Wrighta. To chyba najdłuższa scena wybuchu w kinie. Przez sześć minut obserwujemy jak się rozpadają kolejne architektoniczne detale, a potem jak cała zawartość domu, od majtek po oskubanego kurczaka, tańczy w powietrzu.

[srodtytul]Licencja na wyburzenia [/srodtytul]

Jest we współczesnym kinie postać, która takich wybuchów ma na koncie znacznie więcej. Architekci powinni wysłać za nią list gończy. To James Bond. W finale „Casino Royal” zatopił zabytkową wenecką kamienicę, a ostatnio, w „Quantum of Solace”, bez mrugnięcia okiem wykończył doskonały budynek na pustyni Atakama. To hotel na wzgórzu Paranal, położony na wysokości 2600 m n.p.m., zaprojektowany przez niemieckie biuro Auer+Weber.

Spotykają się tu dwa oprychy, Greene i Medrano, chcąc pozbawić wody mieszkańców Boliwii i przy okazji zrobić mały zamach stanu. Prosty geometryczny kształt, rytm kwadratów na elewacji z rdzawego betonu, stal pokryta proszkiem poliestrowym, by wyglądała jak surowy metal, i do tego suchy pustynny krajobraz – trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce dla wypranego z ludzkich uczuć mafijnego bossa.

W rzeczywistości hotel stoi nie w Boliwii, a w Chile i najniewinniej pod słońcem służy astronomom z Europejskiej Organizacji Badań Astronomicznych na Półkuli Południowej. To stąd obserwują kosmos przez tzw. bardzo duży teleskop. Czterokondygnacyjny prostopadłościan, który Bond był łaskaw w filmie wysadzić w powietrze, ma w rzeczywistości kształt litery L. Jej dłuższe ramię szczelnie wypełnia przestrzeń między dwoma wzniesieniami. Czerwony pustynny piach i rdzawy beton doskonale się ze sobą łączą.

– Bond to bicz boży na nowoczesną architekturę – zauważył Steve Rose z „Guardiana”. – Przekłuwa jak balon nadętych projektantów i kpi z funkcji budynków. Płaskie dachy potrzebne mu są do tego, by zwieszać z nich oprychów, których trzyma tylko za krawat, korytarzy używa do pościgów, całe budynki traktuje jak olbrzymie ściany wspinaczkowe, wyrafinowane detale architektoniczne pełnią rolę dziur na nogi.

[srodtytul]Pewnych rzeczy się nie robi [/srodtytul]

Trudno się Bondowi dziwić, Ian Fleming, autor serii książek o agencie 007, należał do konserwatystów. Jego bohater z wdziękiem klepał po pupie półnagie damy, sugerując, żeby przypudrowały nosek, i gardził rodzącą się muzyką rockową. – Pewnych rzeczy po prostu się nie robi – wyjaśniał Bond w jednym z odcinków. – Pić Dom Pérignon w temperaturze powyżej 3 st. Celsjusza, to jak słuchać Beatlesów bez stoperów. Do architektonicznej moderny stosunek miał podobny, na czym dodatkowo zaważył osobisty zatarg z jednym z architektów. Sąsiadem Fleminga w Hampstead, dzielnicy Londynu, był Erno Goldfinger, architekt o węgierskich korzeniach, który – by wybudować swój dom – zburzył dwie wiktoriańskie kamieniczki. Wzburzyło to mieszkańców Hampstead, m.in. Fleminga, który nazwisko Goldfinger dał jednemu z najnikczemniejszych bohaterów swojej serii. Aurius Goldfinger, przemytnik złota, który zabijał, malując ofiary złotą farbą, i chciał zdobyć rezerwy federalne tego kruszcu przechowywane w Fort Knox, trafił na 49. miejsce w opracowanym przez Amerykański Instytut Filmowy rankingu najczarniejszych postaci kina. Goldfinger – architekt – chciał pozwać Fleminga, a ten zagroził, że zmieni nazwisko swojego bohatera na Goldprick (w wolnym tłumaczeniu: Złotodupek). Wille przy Willow Road 1 – 3 z 1938 roku należą dziś nad Tamizą do klasyków modernizmu. Ale nazwisko ich autora kojarzone jest raczej z opalonym niebieskookim łotrem z nadwagą, którego Bond dusi w finale, niż z architektem, którego dzieła wpisane są na listę zabytków.

Moc architektury na pewno bywa demoniczna, ale to demon kina nie ma sobie równych.

Budynek jest niepozorny, jak każdy psychopata na pierwszej randce. Betonowa kostka, w której wycięto kwadraty okien w trzech różnych rozmiarach, rozmieszczając je nieregularnie. Finn, główny bohater filmu „Spotkanie w Palermo”, wzięty fotograf, który rozmienia się trochę na drobne, fotografując modę, śpi w nim, pracuje, wykłada. Całe jego życie koncentruje się w tych ascetycznych wnętrzach. – Wybraliśmy ten dom ze względu na wielkie okna, które pokazują okolicę – mówi Sebastian Soukup, scenograf „Spotkania w Palermo”. – Tworzy to metaforyczną przestrzeń dla bohatera, który pracuje ze zdjęciami i obrazami, jest od nich uzależniony. Chcieliśmy przełożyć na współczesny język pokoje znane z obrazów XVIII-wiecznego malarza Giovanniego Paolo Paniniego – dodaje.

Pozostało 90% artykułu
Kultura
Przemo Łukasik i Łukasz Zagała odebrali w Warszawie Nagrodę Honorowa SARP 2024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali