Festiwal dobrego smaku

Miód z chabrów i nalewka z tataraku. Raz do roku w niewielkiem Grucznie jest tłoczno jak na wielkomiejskim deptaku

Publikacja: 29.08.2009 01:17

Tysiące gości w Grucznie

Tysiące gości w Grucznie

Foto: Fotorzepa, Małgorzata Minta mint Małgorzata Minta Małgorzata Minta

Tak było w zeszły weekend, kiedy do tego miasteczka w Dolinie Dolnej Wisły na kolejny Festiwal Smaku zjechało ponad 30 tysięcy gości zwabionych tradycyjnymi i mało znanymi specjałami, których próżno szukać na sklepowych półkach.

[srodtytul]Owczy blue i kruche sówki[/srodtytul]

Za tradycyjny polski ser uważany jest zwykle oscypek, czasem jeszcze bundz i bryndza. Ale polskie serowarstwo ma wiele więcej do zaoferowania. Można się było o tym przekonać, spacerując festiwalową Aleją Serów. Serami owczymi z Rancza Frontiera w mazurskich Warpunach nie pogardziłby żaden francuski smakosz. Na tej farmie Sylwia Szlandrowicz i Rusłan Kozynko produkują m.in. owczy blue z niebieskawą pleśnią i ser w stylu włoskiego pecorino – twardy, grudkowy, idealny, by posypać nim risotto albo dodać do zielonej sałaty. Jedyną wadą tych rarytasów jest cena – za kilogram ręcznie robionego dojrzewającego nawet kilkanaście miesięcy sera trzeba zapłacić blisko 100 zł.

Mimo to klientów nie brakowało, podobnie jak na stoisku państwa Sidorkiewiczów ze wsi Zagony koło Bytowa produkujących sery z mleka koziego – młode, łagodne i kremowe (także w wersji z pieprzem lub w słodko-kwaśnej zalewie) albo dojrzałe, twarde, wyraziste w smaku. – Sery trzeba dwa razy dziennie przekładać i po miesiącu są gotowe do jedzenia – wyjaśnia Roman Sidorkiewicz.

Produkty spod Bytowa znalazły uznanie jurorów festiwalu, którzy przyznali im tytuł Smak Roku. Równorzędne wyróżnienie otrzymały sery z gospodarstwa ekologicznego Beaty i Leszka Futymów w Hucie Szklanej. Te kreuzery to sery dojrzewające, z mleka krowiego. Mają delikatnie żółty kolor, drobne, regularne oczka i słodkawy smak. A był jeszcze dojrzewający twaróg z czosnkiem Grażyny Gawineckiej z Narkowa i smażone kozie serki z Krupocina. Oraz oczywiście oscypki, w tym te przygotowywane przez Wojtka Komperdę i rekomendowane przez Slow Food Polska.

W alejce poświęconej slow foodowi można było skosztować wyśmienitych miodów z pasieki Macieja Jarosa. Rodzinna firma produkuje półtoraki, dwójniaki, trójniaki, a także miody z dodatkiem owoców, np. malin. Jarosowie robią też miód perlisty nasycony dwutlenkiem węgla.

– Są musujące wina, my mamy musujący miód – tłumaczy na stoisku sprzedawczyni.

Komu było mało słodkości, mógł wstąpić na stoisko polecanej przez Slow Food Polska cukierni Consonni, znanej za sprawą tradycyjnej włoskiej babki drożdżowej pannetone i ciastek owsianych. Albo do sąsiedniej alejki, do Adama Sowy, który prócz pieczonych według starej rodzinnej receptury kruchych ciasteczek zwanych sówkami przywiózł stolnice, misy, garnki i na miejscu smażył pączki z powidłowym nadzieniem.

[srodtytul]Owoce procentują[/srodtytul]

Szczególnie licznie były tam reprezentowane nalewki. Nagrody dla najlepszych napitków przyznawały jury festiwalu oraz jury dziennikarzy i artystów. Sędziowie skosztowali 78 napojów, najbardziej do gustu przypadły im trunki na cierpkich owocach pigwy. Tytuły nalewek roku przyznano pigwówce Mariusza Fika z Bydgoszczy oraz nalewce pigwowej Anny Dębowskiej z Konina.

Na festiwalu można było też znaleźć bardziej oryginale propozycje. Na stoisku Partnerstwa dla Krajn i Pałuk można było degustować i kupić nalewkę pomarańczowo-miętową. Zwolennicy kremowych napitków zaopatrywali się w słodką śmietankówkę i ajer babski Cezarego Maćczka, który zdobył pierwsze miejsce w kategorii inne na ubiegłorocznym turnieju nalewek w Grucznie.

Jednak wizyta na tej imprezie dla smakoszy byłaby niekompletna bez skosztowania jednej z nalewek mistrza Hieronima Błażejczaka z Torunia. Błażejczak, z zawodu chemik, produkcją nalewek zajmuje się od ponad 15 lat. Do tej pory stworzył ponad 180 rodzajów napitków, m.in. nalewkę z kwiatów berberysu, czeremchy i jaśminu, pędów sosny, tataraku albo dziurawca.

Z lokalnych imprez kulinarnych i jarmarków trudno wrócić z pustymi rekami. Niestety, to zwykle jedyna okazja, by kupić regionalne specjały z drugiego końca Polski. – Dzięki takim imprezom ludzie się dowiadują, że w drodze znad morza do Warszawy mogą zahaczyć o gospodarstwo produkujące sery, a jadąc na Mazury, mijają lokalną wędzarnię ryb – mówi Jarosław Pająkowski, komisarz Festiwalu Smaku w Grucznie.

[b][link=http://www.rp.pl/galeria/9152,1,355522.html]Zobacz więcej zdjęć[/link][/b]

Tak było w zeszły weekend, kiedy do tego miasteczka w Dolinie Dolnej Wisły na kolejny Festiwal Smaku zjechało ponad 30 tysięcy gości zwabionych tradycyjnymi i mało znanymi specjałami, których próżno szukać na sklepowych półkach.

[srodtytul]Owczy blue i kruche sówki[/srodtytul]

Pozostało 93% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"