[wyimek][b]Masz uwagi?[/b] [b][link=http://blog.rp.pl/zwierzeta/2009/09/21/nie-rusz-andziu-tego-cielaczka/" "target=_blank]Skomentuj na blogu[/link][/b] lub napisz list na [mail=zwierzetailudzie@rp.pl]zwierzetailudzie@rp.pl[/mail][/wyimek]
Do ogólnonarodowej dyskusji sprowokowała Brytyjczyków sytuacja na tzw. "petting farms". To miejsca, gdzie dzieci mogą poznać zwierzęta, z jakimi na co dzień nie mają do czynienia, a nawet ich dotknąć. W kilku z takich farm - dwóch w hrabstwie Surrey, jednej w Nottinghamshire i jednej w Devon - stwierdzono ostatnio bakterie E.coli.
Prof. Pennington uznaje maluchy za "ludzi, którzy najchętniej dotykają zwierząt, ale najmniej chętnie myją ręce". Ma w związku z tym zalecenie dla rodziców: nie rezygnujcie z wizyt w takich gospodarstwach, ale "mocno przemyślcie", czy pozwolić pięciolatkom i młodszym dzieciom dotykać zwierząt. Tłumaczy, że podstawową zasadą bezpieczeństwa jest mycie rąk, a małe dzieci "jeszcze się tego nie nauczyły".
Departament Zdrowia (DoH) jak dotąd nie zmienia swych zaleceń: wolno dotykać, byle przestrzegać zasad higieny. - To nie bezpośredni kontakt jest ryzykowny, ale to, co dzieje się potem - podkreśla rzecznik tej instytucji.
Podobnego zdania jest Miranda Stevenson, dyrektor Brytyjskiego i Irlandzkiego Związku Ogrodów Zoologicznych i Akwariów. Zaznacza ona, że w ogrodach zoologicznych ściśle przestrzega się wymogów higieny, a tam, gdzie jest bezpośredni dostęp do zwierząt, zawsze do dyspozycji są umywalnie lub żel bakteriobójczy do rąk.