Uroczysta – to znaczy jaka? Królewska, podniosła, kierująca nas „wyżej”? Dająca poczucie i przeżycie czegoś szczególnego i wyróżniającego się, czegoś niepowtarzalnego?
Nie chcę się wypowiadać autorytatywnie, ale uznaję wyłącznie podział muzyki na dobrą i złą. A każdy z kompozytorów musi kroczyć własną drogą i pisać swoją muzykę. Nie tylko nuty na papierze, ale właśnie – muzykę. Od dawna męczy mnie problem: co to jest muzyka? Mogę powtórzyć za Leszkiem Kołakowskim, że muzyka to „gość z innego świata”. I taka też, w moim odczuciu, powinna być muzyka uroczysta – wyjątkowa, „z innego świata”. Pisana przecież dla Wawelu.
A Wawel to miejsce szczególne. Też taki gość z innego świata. Warto popatrzeć na Wawel w taki sposób, jak patrzył nań Stanisław Wyspiański – okiem wrażliwym i poetyckim, czujnym i indywidualnym. Przeżywając jego piękno.
Wawel uosabia to, co mamy najwartościowsze: historię i żywą tradycję, a nie jedynie „nawiązywanie do”. W twórczości też konieczne staje się łączenie przeszłości z przyszłością.
Życzę Wawelowi wspaniałej „uroczystej muzyki”. Jest tego wart.