Muzyka była przeznaczeniem urodziwej Brazylijki od najmłodszych lat. Ale żeby śpiewać, wyruszyła z rodzinnego miasta Goias do Rio de Janeiro. Tam zaczęła pracę nad płytą, lecz nie wszystko układało się po jej myśli. Jej pierwsze nagrania można było poznać w radiu, ale trudno byłoby to nazwać sukcesem. Olśnienie przyszło, kiedy usłyszała nadane obok siebie piosenki Sade i swoją. Producentem Sade był słynny Robin Millar odpowiedzialny za sukces nie tylko tej wokalistki, ale i duetu Everything But The Girl. Ive postanowiła go odszukać. – Jeśli Robin rozumie głos Sade i to, co chce nim wyrazić, pomoże i mnie – pomyślała i poleciała do Londynu.
Tam dostała numer telefonu do Millara, ale ten okazał się być chory – nie podnosił słuchawki. Postanowiła zaśpiewać mu na sekretarkę... Po kilku dniach Robin oddzwonił. Tak zaczęła się wielka przygoda Ive.
Zasłynęła piosenką „Natural High” i teledyskiem, w którym przechadza się zupełnie naga, nawiązując do tytułu. Z wyjątkiem standardu „If You Leave Me Now” sama napisała pozostałe utwory. Zdobyły sporą popularność w Wielkiej Brytanii – to też uznanie dla innych talentów Mendes, która poza łagodnym, miłym dla ucha głosem ma talent do komponowania melodii i pisania tekstów.
Nowy, podwójny album „Magnetism”, który najpierw wydany został w Polsce, otwiera ciekawa interpretacja przeboju grupy Coldplay „Yellow”. To najlepsza pozycja na dwóch krążkach. Tym razem nie starczyło jednak talentu na wypełnienie dwóch płyt ciekawymi przebojami, poza tym – moim zdaniem – nie można budować kariery śpiewając wyłącznie ballady. Albumowi brakuje dynamiki, ale Ive Mendes potrafi go wykrzesać na koncertach.
Te niezmiennie przyciągają w Polsce publiczność lubiącą łagodne, klubowe brzmienia z odrobiną melancholijnych melodii w stylu bossa novy.