W istocie są to notatki z siedmiu zeszytów z zapisanymi recepturami, które przez pokolenia przechowała lwowska rodzina Leńków. Najstarszy z tych zeszytów pochodzi z 1914 r., najmłodszy z 1938 r.
Autor zastrzega, że „nie jest to kuchnia miasta Lwowa, gdyż licznie zamieszkujące ten gród mniejszości narodowe czy też etniczne tworzyły o wiele bardziej barwną mozaikę kulinarną”. Z pewnością, ale i tej mozaiki kuchni polskiej ze Lwowa wystarczy, by przekonać się o niesłychanym bogactwie gastronomii w grodzie nad Pełtwią. Żeby zaś potrawy były bardziej smakowite, Andrzej Fiedoruk przyprawił je licznymi cytatami z „Tamtego Lwowa” Witolda Szolginii, a wydawca przyozdobił fotografiami z epoki.
W trakcie lektury co i rusz napotykamy tajemniczo brzmiące nazwy. Przed laty, a już na pewno we Lwowie, nie trzeba było ich tłumaczyć, czas jednak zrobił swoje, bardzo dobrze więc, że autor na końcu książki zamieścił stosowny słowniczek. Oto wyimki z niego:
alabrys – świeży bulion;
bon-gout – 97-procentowy spirytus (na Łyczakowie wymawiano to słowo swojsko – „bungu”);
cybet – aromatyczna wydzielina gruczołu łaszy, łasicy żyjącej w Azji;