– Amerykańskie kluby gastronomiczne w ekskluzywnych restauracjach oferują swoim gościom ekstremalne przeżycia smakowe – mówiła Marie-Louise Danielsson-Tham, weterynarz i profesor higieny żywności, na seminarium w Szwedzkiej Królewskiej Akademii Nauk Rolniczych i Leśnych. Seminarium odbyło się 12 kwietnia, rozważano na nim, czy nowy trend, który z Ameryki dotarł już do Londynu, ekspanduje stamtąd także do Szwecji. Przez długi czas kucharze proponowali konsumpcję surowego jedzenia takiego jak móżdżki baranie i jądra owcze. Teraz jednak czyni się następny krok i podaje żywe zwierzęta.
Ranking najdziwniejszych dań zamieścił portal Environmental Graffiti. Znalazł się w nim włoski specjał, ser owczy pełen białych pełzających robaczków. Temu tradycyjnemu daniu z Sardynii przypisuje się moc wzmacniania libido. Egzotyczne jest także danie koreańskie sannakji, które się składa z żywych małych ośmiorniczek. Przy opisie sannakji widnieje ostrzeżenie, by żuć dokładnie. Entuzjaści mocnych smaków ryzykują bowiem, że zakrztuszą się nieprzeżutymi przyssawkami ośmiorniczki. W Chinach z kolei serwuje się rybę ying yang – jej tułów frytuje się i podaje w słodko-słonym sosie, lecz gdy zagłębimy widelec w głowie, może się ona jeszcze poruszyć. Inne danie popularne w Chinach to żywe „pijane krewetki" – podawane w alkoholu. Można je przyrządzić błyskawicznie, w ciągu pół minuty, i jeść ruszające się.
Kozie oczy i kaczątka
Gastronauci, czyli członkowie klubów kulinarnych, potrafią sięgać po te smakowe innowacje bez mrugnięcia okiem. Obce im jest poczucie obrzydzenia i wszelkie przesądy. Im większe wyzwanie w wyrafinowanym menu, tym lepiej. Czy to będzie surowy móżdżek barani, niesmażona wątróbka, młode węgorzyki w tofu, kozie oczy czy jajko z prawie dojrzałym kaczątkiem w środku. Według tygodnika „Fokus" pięciolecie nowojorskiego klubu Gastronauts jego członkowie uhonorowali pięciodaniowym obiadem, którego każda część okraszona została krwią z innego zwierzęcia.
Inny rodzaj słodyczy
– W niektórych kulturach, na przykład w Chinach, frytuje się ryby na żywo – mówi „Rz" Mattias Kroon, publicysta kulinarnego pisma „Mat och vänner". Nie ocenia on jednak tego jako sensacji, ale też nie sądzi, by ten zwyczaj pozyskał wielu zwolenników w krajach nordyckich. – W spożywaniu czegoś znajdującego się tak blisko śmierci chodzi o smak i jakość pokarmu – wyjaśnia. Może to być na przykład ciepły jeszcze szpik kostny właśnie zastrzelonego łosia.