Medycyna duszy

Nie będzie przesady w nazwaniu sobotniego występu Eryki Badu świętem czarnej muzyki. W parku Sowińskiego czekać będzie artystka, która ciężko zapracowała na miano Billie Holiday naszych czasów.

Aktualizacja: 05.08.2011 16:35 Publikacja: 05.08.2011 10:08

Medycyna duszy

Foto: Archiwum

Trudno uwierzyć, by istniały twórczynie, które w ciągu 15 ostatnich lat zrobiły dla soulu więcej od Eryki. Najgodniejszą rywalką byłaby Lauryn Hill – w końcu obie panie znakomicie się sprawdziły przy wplataniu hip-hopu w afroamerykańską spuściznę. Tylko że o ile Hill ma koszmarnie długą przerwę w dyskografii, o tyle Badu udało się pogodzić skomplikowane życie osobiste z karierą i przełamać artystyczny impas w najbardziej satysfakcjonujący fanów sposób, a więc dzięki trasie koncertowej.

Można porównywać wokalistkę z Jill Scott, np. dlatego, że artystki razem kładły fundamenty pod neo-soul. Przy rozmachu Eryki Jill wychodzi jednak na nudziarę. Mówimy bowiem o autentycznym fenomenie – Amerykanka śpiewa wspaniale, łącząc zwiewność i pasję, przywiązując przy tym wagę do słów. Dwie ostatnie płyty z serii „New Amerykah..." pięknie łączą polityczne zaangażowanie z emocjonalnym ekshibicjonizmem.

Warszawski koncert zapowiada się tym ciekawiej, że Badu nie jest artystką do końca obliczalną. Przekonały się o tym zszokowane rodziny w Dallas, na którego ulicach dziewczyna nagle się rozebrała, co zostało uwiecznione w klipie do „Window Seat", a następnie napiętnowane wyrokiem sądu. W parku Sowińskiego na striptiz nie ma co liczyć, za to show może skręcić w nieprzewidywalną stronę. Czy będzie przypominać jedno długie jam session, jak płyta „Worldwide Underground" bądź koncerty zaprzyjaźnionej z Badu grupy The Roots? A może skończy się na występie kameralnym, oszczędnym, intymnym, utrzymanym w duchu debiutanckiego „Baduizm"? Tego dowiemy się w sobotę.

Publikowane recenzje tegorocznej trasy są zwyczajowo entuzjastyczne, mówią o publiczności przemienionej w „jeden oddychający organizm" i „grupowej terapii". A zatem pozwólmy się Eryce uleczyć.

Erykah Badu, Natu, Warszawa, Amfiteatr w parku Sowińskiego, ul. Elekcyjna 17, bilety: 150 – 200 zł, rezerwacje: tel. 22 656 72 99, sobota (6.08), godz. 20

Trzej mężczyźni Eryki Badu

James Poyser

Filadelfijski klawiszowiec, kompozytor i producent. Niewątpliwie miał ogromny wpływ na sukces Eryki. Nie tylko dlatego, że popisał się jako współautor nagrodzonego Grammy utworu „Love of My Life", ale z powodu pracy jako producent wykonawczy płyt „Mama's Gun" i „Worldwide Underground". Poyser spina dyskografię Badu przekonującą klamrą. Już przy debiutanckim „Baduizm" sprawdził się zarówno w roli twórcy, jak i instrumentalisty. Przez lata dopełniał swoim talentem kolejne pozycje w bezbłędnym właściwie dorobku artystki. Na najnowszym krążku przyczynił się chociażby do powstania udanego „Window Seat".

Andre 3000

Połowa grupy OutKast, najbardziej kreatywnej grupy w historii hip-hopu. Były mąż Eryki Badu, ojciec jej dziecka. Mimo że od wielu lat nie są razem, pozostają dla siebie ponoć silną inspiracją muzyczną. Trudno pozbyć się wrażenia, że outkastowe artystyczne szaleństwo udzieliło się Badu, pomagając się jej pozbyć resztek twórczych barier. Ta zrewanżowała się zresztą wspaniale udziałami na „Aquemini" i „Stankonii", według krytyki dwoma najlepszymi płytami duetu. Bez niej nie byłoby też największego hitu, dedykowanego matce Eryki, „Ms. Jackson".

Flying Lotus

Podczas gdy dwóch wspomnianych mężczyzn to raczej przeszłość bądź teraźniejszość Eryki Badu, Flying Lotus jest jej przyszłością. Fenomenalny producent i nadzieja awangardy muzyki miejskiej odpowiada za nowy, dopiero zapowiadany album artystki. Czego należy się spodziewać? Zdecydowanie najlepszego. Co prawda zapowiadany udział Badu w przełomowym „Cosmogramma" ostatecznie nie doszedł do skutku, ale o porozumieniu między dwójką świadczy teledysk, którym FlyLo zilustrował singiel wokalistki – „Gone Baby, Don't Be Long".

Trudno uwierzyć, by istniały twórczynie, które w ciągu 15 ostatnich lat zrobiły dla soulu więcej od Eryki. Najgodniejszą rywalką byłaby Lauryn Hill – w końcu obie panie znakomicie się sprawdziły przy wplataniu hip-hopu w afroamerykańską spuściznę. Tylko że o ile Hill ma koszmarnie długą przerwę w dyskografii, o tyle Badu udało się pogodzić skomplikowane życie osobiste z karierą i przełamać artystyczny impas w najbardziej satysfakcjonujący fanów sposób, a więc dzięki trasie koncertowej.

Pozostało jeszcze 85% artykułu
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem
Materiał Promocyjny
Mieszkania na wynajem. Inwestowanie w nieruchomości dla wytrawnych
Kultura
Meksyk, śmierć i literatura. Rozmowa z Tomaszem Pindlem
Kultura
Dzień Dziecka w Muzeum Gazowni Warszawskiej
Kultura
Kultura designu w dobie kryzysu klimatycznego
Kultura
Noc Muzeów 2025. W Krakowie już w piątek, w innych miastach tradycyjnie w sobotę