Poliandria w Tybecie. Jedna Tybetanka, kilku mężów

U nas w domu oprócz mamy i taty było jeszcze trzech wujków – tak zapewne odpowie wielu Tybetańczyków zapytanych o domowników w rodzinnym domu. Kim byli owi wujkowie i dlaczego brakowało cioć?

Publikacja: 13.01.2012 08:00

Etniczni Tybetańczycy żyją dziś także w indyjskim Ladakhu

Etniczni Tybetańczycy żyją dziś także w indyjskim Ladakhu

Foto: Fotorzepa, Paulina Wilk PW Paulina Wilk

Odpowiedź na to pytanie kryje się w jednym słowie – poliandria. Definicja słownikowa jest prosta – poliandria to po prostu wielomęstwo, związek małżeński jednej kobiety z wieloma mężczyznami, przy czym żaden z tych mężczyzn nie może mieć innej żony.

Poliandria jako model rodziny występuje nie tylko w Tybecie, jednak to właśnie u stóp Himalajów wielomęstwo praktykowane jest do dziś, co nie do końca podoba się chińskim władzom.

Skąd u Tybetańczyków ten nietypowy model rodziny? Dlaczego nie 2+1, lub, o zgrozo Chin, 2+2 lub 2+3, a zamiast tego X+1+Y? I czyje jest tak naprawdę owo „1"?

W badaniach na temat przyczyn występowania poliandrii pojawiało się kilka hipotez. Od dawna sądzono, że w Tybecie za sprawą dzieciobójstwa żeńskich potomków jest po prostu za mało kobiet. Według tej teorii, poliandria braterska załatwiała problem – skoro brakowało pań, kilku panów musiało zadowolić się jedną. Inni antropologowie przekonywali z kolei, że dzięki wielomęstwu ogranicza się liczbę ciężarnych kobiet, a tym samym przyrost naturalny. Miało to zapobiec przeludnieniu i pojawieniu się głodu w wysokogórskich terenach, gdzie ziemia uprawna jest mało płodna, a zbiory ubogie.

Teorie te obalono w latach 70. ubiegłego wieku w wyniku badań amerykańskiego antropologa społecznego Melvyna Goldsteina. Przekonywał on, że w Tybecie kobiety zawsze cieszyły się wieloma prawami, a praktyka zabijania żeńskich noworodków nigdy się tam nie zadomowiła. Nie ma też podstaw twierdzić, że na płaskowyżu kobiet było znacznie mniej niż mężczyzn.

Źródeł poliandrii dopatrywał Goldstein w fakcie, że występowała ona głównie u posiadaczy ziemskich oraz właścicieli dużych stad zwierząt hodowlanych. Dzięki poliandrii, wychodząc za mąż kobieta dołączała do gospodarstwa domowego pełnego mężczyzn – właścicieli ziemskich. Oni z kolei, zostając w domu, nie musieli dzielić między siebie majątku – korzystali z niego wspólnie, dokładnie tak samo, jak z małżonki najstarszego z nich – bo to właśnie pierworodny miał prawo do ożenku. Młodsi z kolei stawali przed odwiecznym dylematem – pieniądze lub miłość. Owszem, tradycja dopuszczała dla nich małżeństwo z miłości, jednak wiązało się ono z koniecznością wyrzeczenia się majątku i pozostawienia go braciom. Takie rozwiązanie – choć z punktu widzenia cywilizacji zachodniej niekoniecznie czyniło człowieka szczęśliwym – zapobiegało „dzielnicowemu rozbiciu Tybetu". Kto nie wierzy, niech zapyta podhalańskich górali o stan ich posiadania. Wielu z nich dziś zamiast przepastnych łąk i dolin zawiaduje jedynie wąskimi skrawkami ziemi. Z tego powodu cierpią wszyscy – także cepry, które by dojechać w Tatry muszą tkwić w korkach na wąskiej zakopiance. A tej nie da się poszerzyć, bo właścicieli okolicznych działek jest zbyt wielu.

Wróćmy jednak z Tatr w Himalaje. Jakie konsekwencje miało dla kilku mężczyzn posiadanie wspólnej żony? Wiadomo, że wszyscy posiadali do niej równe prawa, domowe, jak i seksualne. Tak, jak pracować na roli musieli po równo, tak samo równo czasem obdzielała ich żona. Równie wiele uwagi musieli poświęcać dzieciom, które gospodyni domowa rodziła. A to z prostej przyczyny – nawet w przypadkach wyjątkowego podobieństwa nie określano, kto jest biologicznym ojcem. Ojcostwo biologiczne nigdy nie było zresztą w Tybecie ważne. Podobnie dzieci – wszystkich wujków traktowały jak ojców. Wyróżnianie najstarszego z braci miało jedynie charakter grzecznościowego zwrotu, którym dawano do zrozumienia, że to on jest głową rodziny.

Gdy w połowie XX wieku Tybet trafił w ręce Chin, Chińczycy potraktowali poliandrię braterską jako barbarzyński zwyczaj, który nie przystoi obywatelom cywilizowanego państwa. Wielomęstwo wraz z rozwojem gospodarczym i sinizacją płaskowyżu spowodowały, że Tybetańczycy coraz częściej decydowali się na związki monogamiczne. Poliandria nie zniknęła – raczej zamknęła się cichaczem w czterech ścianach wiejskiego domostwa. Wciąż jest najpopularniejszą formą małżeństwa na ubogiej wsi, wciąż ze względu na korzyści ekonomiczne. I wciąż zaproszony do tradycyjnego tybetańskiego domu – czy to w Tybecie, czy w północnych Indiach, czy też w niektórych regionach Nepalu – turysta zdziwi się na widok nieproporcjonalnej liczby kobiet i mężczyzn żyjących pod jednym dachem.

Odpowiedź na to pytanie kryje się w jednym słowie – poliandria. Definicja słownikowa jest prosta – poliandria to po prostu wielomęstwo, związek małżeński jednej kobiety z wieloma mężczyznami, przy czym żaden z tych mężczyzn nie może mieć innej żony.

Poliandria jako model rodziny występuje nie tylko w Tybecie, jednak to właśnie u stóp Himalajów wielomęstwo praktykowane jest do dziś, co nie do końca podoba się chińskim władzom.

Pozostało 89% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"