Czego pragną mężczyźni

Elegancki, z wyprostowaną sylwetką, w nienagannym stroju i z delikatnym aromatem dobrej wody toaletowej. Jeszcze kilkanaście lat temu był to widok na polskich ulicach bardzo rzadki. Dziś świat się zmienia i to – na szczęście – na naszych oczach.

Publikacja: 21.03.2012 00:14

Czego pragną mężczyźni

Foto: ROL

Tekst z miesięcznika Sukces

Wypija szklankę świeżo wyciśniętego soku z grejpfruta. Zakłada dres. W uszach ma słuchawki, z których płynie łagodna muzyka. Ma do przebiegnięcia stały dystans poprzedzielany seriami ćwiczeń rozciągających. Później prysznic i zdrowe śniadanie. Tak dziś zaczyna dzień Jacek Bilczyński.

W dzieciństwie rozpierała go energia, dlatego rodzice zapisali go na kurs sztuk walki i – dla równowagi – także na balet. Szybko zaczął zwracać olbrzymią uwagę na to, co je. Im był starszy, tym bardziej podobały mu się efekty, jakie osiągał. Dziś trenuje trzy–cztery razy w tygodniu. Nie ma sztywno rozpisanego planu zajęć. Stosuje tylko jedną żelazną zasadę: jeden dzień w tygodniu przeznacza na totalne lenistwo i jedzenie niekoniecznie najzdrowszych rzeczy. Po to, by nie zwariować.

W zeszłym roku Bilczyński został okrzyknięty najprzystojniejszym Polakiem. Trafił na okładki kilku kolorowych magazynów. Wysoki, dość muskularny, ale smukły. Zmierzwione włosy i spojrzenie, które ewidentnie ma coś w sobie... Zarabia na życie ciałem. Jest modelem i osobistym trenerem. Coraz częściej o pomoc zwracają się do niego mężczyźni.

– W Polakach coś pękło. Chcemy zmieniać cały swój styl życia – mówi. Przekonuje, że w dbaniu o siebie chodzi też o charakter i determinację. – W tym, bez urazy, czasem prześcigamy kobiety, które proszą, bym pomógł im zdziałać cuda. Bo na przykład za miesiąc biorą ślub albo wyjeżdżają na wakacje do tropików. Mężczyźni są większymi realistami. Stawiają sobie małe cele, później kolejne. I wykonują kawał pracy. Odkrywają w sobie potencjał. W ich przypadku Arystotelesowskie powiedzenie „w zdrowym ciele zdrowy duch” ma bezpośrednie przełożenie. Zaczynają walczyć o swoją pozycję w pracy. Chętniej ryzykują i odnoszą sukcesy.

W USA już co trzeci klient SPA i klubu fitness to mężczyzna, w Niemczech co czwarty, w Polsce – na razie co dziesiąty. Ale u nas panowie nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa. W ciągu ostatnich pięciu lat wartość rynku męskich kosmetyków w Polsce wzrosła prawie o 50 proc. Ponad połowa mężczyzn wie dokładnie, jakiego kosmetyku poszukuje i tylko 10 proc. robi to w sposób automatyczny – podchodzą do stoiska i biorą produkt bez oglądania. To mit, że to wyłącznie kobiety kupują kosmetyki swoim mężczyznom. 40 proc. Polaków robi to samodzielnie. W tym gronie najwięcej jest panów w wieku do 40 lat. 85 proc. to osoby z wyższym i średnim wykształceniem.

Badania przeprowadzone przez Instytut Pentor pokazują, że niemal 90 proc. badanych nie toleruje u mężczyzn niechlujnego ubioru, fryzury, źle obciętych paznokci i zgarbionej postawy. Trzy czwarte pytanych widzi też bezpośredni związek między wyglądem a szansą na znalezienie pracy.

Skończyły się czasy, kiedy mężczyźni mogli liczyć na taryfę ulgową. A że bywało różnie – pokazują wyniki badań przeprowadzonych przez Państwowy Zakład Higieny niespełna dekadę temu. Wynikało z nich, że ledwie co czwarty polski mężczyzna mył się codziennie. Pozostałym, w ramach porannej toalety, wystarczało szybkie golenie i mycie zębów. Choć i tu trafiały się okazy, które po szczotkę i pastę sięgały… co kilka dni. Podobnie zresztą jak po czystą bieliznę. Na szczęście, parafrazując Andrzeja Sikorowskiego: to już było i nie wróci więcej...

Metroseksualni nie istnieją

Do Polski dociera trend, który w Europie Zachodniej czy w Stanach Zjednoczonych dawno przestał już zaskakiwać. Zaciera się też dwubiegunowy podział męskiego gatunku na z jednej strony macho – higienicznych abnegatów, uznających co najwyżej osiedlowe siłownie, a z drugiej – typy metroseksualne. Zresztą ten ukuty w połowie lat 90. termin umiera na naszych oczach śmiercią naturalną.

– Definicja tego, co męskie i niemęskie, bardzo się zmienia – mówi socjolog dr Krzysztof Puchalski ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej w Warszawie. – Z kulturowego punktu widzenia ma to związek z upadkiem patriarchatu. Czyli takiej wizji świata, w której głos mężczyzn był nadrzędny, decydujący i ostateczny. Dziś coraz częściej to mężczyźni podporządkowują się temu, czego oczekują od nich kobiety. To nie jest zniewieścienie, jak chcą jedni, albo zepsucie, jak mówią inni. Zmiana stylu bycia mężczyzn jest konsekwencją zmiany stylu bycia kobiet.

Definicja tego, co męskie i niemęskie, bardzo się zmienia. Zmiana stylu bycia mężczyzn jest konsekwencją zmiany stylu bycia kobiet. To nie jest zniewieścienie – jak chcą jedni, albo zepsucie – jak mówią inni

Potwierdzają to badania przeprowadzone przez Discovery Channel na 12 tys. mężczyzn w wieku 25–39 lat w 15 krajach. 20 proc. przyznało, że używa więcej kosmetyków niż ich ojcowie, a 60 proc. stwierdziło, że lubi, gdy inni na nich patrzą. Z podziwem – ma się rozumieć. Projekt Discovery Channel był bardzo szczegółowy. Dotyczył życia, obaw i oczekiwań. Według raportu mężczyźni coraz bardziej dbają o siebie, są świadomi swojego wyglądu i swoich atutów.

– Nie boją się, że zostaną przez innych źle ocenieni, zaszufladkowani. Jednocześnie doskonale wyczuwają, co jest dla nich dobre – mówi o swoich podopiecznych Jacek Bilczyński. A on jak sobie radzi z ironicznymi komentarzami, że jest narcyzem, zapatrzonym w siebie egoistą? – Wiem, że niektórzy tak mnie postrzegają – odpowiada szczerze. Dlatego, przekonuje, wygląd to nie wszystko. I tu sprawdza się zasada, którą przez lata przećwiczyły na sobie kobiety: uroda przemija, zostaje to, co w głowie. – Mężczyznom, których trenuję, powtarzam, że nie mogą podporządkować ćwiczeniom całego życia i wpadać w depresję, gdy nie uda im się zrealizować jakiegoś celu. I że powinni ćwiczyć najważniejszy organ, czyli mózg. Jacek Bilczyński jest dyplomowanym fizjoterapeutą i dietetykiem. Teraz kończy farmację. – To mój plan B na wypadek, gdybym kiedyś musiał szukać dla siebie nowego zajęcia – mówi.

Mężczyzna pod ścianą

– Elegancki, wyprostowana sylwetka, nienaganny strój i delikatny aromat dobrej wody toaletowej? W takim razie porozmawiajmy o współczesnych dżentelmenach – mówi Władysław Frasyniuk. I wylicza tych, których miał okazję poznać: Andrzej Olechowski, Tadeusz Mazowiecki. I jeszcze Marek Kondrat oraz Janusz Głowacki.

Takich mężczyzn w Polsce nie ma ciągle zbyt wielu. Bo dbanie o siebie wymaga dyscypliny. I poświęceń. Jeśli za takie niektórzy uznają rezygnację z golonki i piwa, rozciągniętego domowego dresu czy ukochanego podkoszulka kupionego 10 kg temu. – Jak się dłużej zastanowić, to nie ma dla nas żadnego usprawiedliwienia. Tym bardziej że mamy łatwiej – mówi Władysław Frasyniuk. – Kobieta potrzebuje sukienki na każdą okazję. Nam wystarczy dobrze skrojona marynarka.

Frasyniuk, oczywiście, ma taką w szafie. Granatową, w sportowym stylu. Wisi obok kilku garniturów, obok obowiązkowego szarego – na biznesowe okazje. I letniego, w drobne prążki, który – prawdę mówiąc – niezbyt podoba się jego żonie.

Również z socjologicznego punktu widzenia mężczyźni zostali postawieni pod ścianą. – Zmieniają się warunki, w których żyjemy, i praca, jaką wykonujemy. Jeszcze dwie dekady temu mężczyźni najczęściej pracowali w fabrykach, zakładach przemysłowych. Ubiór musiał być funkcjonalny, miał zapewniać bezpieczeństwo – mówi dr Puchalski. – Dziś wykonywana praca coraz częściej sprowadza się do kontaktów międzyludzkich, spotkań, rozmów, prezentacji. Strój i sylwetka stały się męskim narzędziem pracy, sposobem na wyróżnienie się.– Są też kluczem do sukcesu, naszym sprzymierzeńcem – wtóruje Frasyniuk. Czy dobry wygląd pomaga mężczyznom? – Mnie w każdym razie pomógł nieraz.

Wspomina czasy parlamentu i pracy z Heleną Góralską, ekonomistką i posłanką. Wczytywała się w każdą ustawę, każdy dokument. On, przyznaje, nie był w tym tak pilny. Kiedyś więc usłyszał od niej: – Wiesz, Władku, może po prostu szkoda tych twoich niebieskich oczu na czytanie… – Helena nie cierpiała też partyjnych nasiadówek. Mazowiecki wprowadził nawet zasadę, że kto przeklnie, płaci, powiedzmy, 5 zł. Traf chciał, że wyrwało się Mirosławowi Czechowi. Helena krzyknęła: – Płać! On na to: – Jesteś niesprawiedliwa, Władka tak nie rozliczasz!

Ona: – Bo jak Władek klnie, to jakoś to brzmi.

Gdy przed laty biegał po ulicach, ludzie pukali się w czoło. Gdy wbiegał na Śnieżkę, turyści zastępowali mu drogę. Pytali, czemu się tak męczy, i zapraszali do rozmowy o polityce. Odpowiadał, że z chęcią, ale później. – Zawsze lepiej czułem się, gdy miałem kilka kilogramów mniej. Gdy więc zakładałem sobie jakiś plan ćwiczeń, byłem konsekwentny – wspomina. – Tym bardziej że po 30. roku życia nic nie przychodzi już tak łatwo. Procentuje systematyczność: trening przynajmniej dwa, trzy razy w tygodniu. Ale krew, pot i łzy? W życiu! Jeśli coś robi, to z pasją. Dlatego w ostatnich latach postawił na salę bokserską. Żaden trening nie rozwija tak równomiernie wszystkich mięśni. – Ludzie niepotrzebnie boją się ringu. Więcej kontuzji nabawiłem się, stojąc na bramce w piłce ręcznej – przekonuje.

Trening egzystencjalisty

Maciej Dowbor, dziennikarz telewizyjny: – Pracuję w bardzo próżnym zawodzie. Oczywiście, muszę być merytorycznie przygotowany. Ale, nie oszukujmy się, wygląd ma znaczenie. Botoks, wypełniacze? Dziś jest na „nie”. Ale nie zarzeka się, że na pewno nigdy tego nie zrobi. – Bo kilka razy już usłyszałem, że mam mimiczną twarz i może warto, żebym pozbył się kurzych łapek w kącikach oczu – śmieje się. Na razie siwieje w spokoju sumienia i nie ma zamiaru farbować włosów.

Kilka miesięcy temu życie Dowbora nabrało jednak nowego tempa. Przygotowuje się do triathlonu, zawodów typu Iron Man. – Zostałem zaproszony do projektu, w którym wcześniej sprawdzali się m.in. Piotr Adamczyk, Łukasz Grass, Tomek Karolak czy Bartek Topa – mówi. – Chcę udowodnić, że każdy może osiągnąć założony cel. Nawet jeśli na początku drogi wydaje się całkowicie nierealny.

Trenuje codziennie. Łatwo nie jest, bo po pierwsze, w pracy dziennikarza telewizyjnego trudno przewidzieć, jak będzie wyglądał następny dzień. A po drugie, ciągle jest młodym tatą. – Jeśli wiem, że mam przed sobą ciężki dzień, to wstaję o świcie i biegam. Gdy w ciągu dnia mam dwie godziny przerwy, idę na basen. Zimą, latem, gdy pada deszcz, śnieg, wieje wiatr, trzeba się zmobilizować – wylicza.

Wszystko po to, by po dziewięciu miesiącach narodził się nowy człowiek. Taki, który pokona dystans dwóch kilometrów wpław, 90 km na rowerze i półmaraton. – Płyniesz, wybiegasz z wody, zdejmujesz piankę, wciskasz stopy w buty, wskakujesz na rower. Jedziesz, zmieniasz buty i biegniesz. Ta konkurencja odsiewa chłopców od mężczyzn. Ja zawsze chciałem być mężczyzną – mówi Maciek. Dobrze, ale co potem? Pełna wersja Iron Mana. Czyli 4 km w wodzie, 180 km na rowerze i maraton na do widzenia. Ale to już wydarzenie zarezerwowane dla najtwardszych.

– Nie choruję, wyszczuplałem, czuję się lepiej. Badania pokazały, że mam metabolizm 21-latka. Gdy zaczynałem trening, mój organizm był dziesięć lat starszy – mówi pytany o korzyści płynące z takiego trybu życia. Czy to jest już pęd za młodością? – Chyba tak. Gdy urodziła się moja córka, zdałem sobie sprawę, że pewien etap życia mam już za sobą. Wiem, że trzeba gonić czas, a czasem trochę go oszukiwać. Dziś przychodzi mi to jeszcze z łatwością. Ale patrzę na niektórych starszych kolegów... I wiem, że jeśli dziś nie zadbam o siebie, za kilkanaście lat dużo trudniej będzie mi się zmotywować.

Męskie – niemęskie. Narcyzm, egocentryzm... – Takie zarzuty nie robią na mnie żadnego wrażenia. Dopóki coś sprawia nam przyjemność i nie krępuje wolności drugiego człowieka, róbmy to – tak Dowbor interpretuje francuskiego egzystencjalistę Jeana-Paula Sartre’a.

No excuses, panowie

Trent Payne mieszka w Polsce od kilku lat. Przeprowadził się tutaj dla swojej żony, Magdy, którą poznał w Londynie. Do dziś pamięta jedno z pierwszych oficjalnych spotkań, w których brał udział. Wszyscy starali się wyglądać elegancko, wyjściowo. Kobiety w sukniach koktajlowych, mężczyźni w garniturach. Ale coś było nie tak. One wyglądały pięknie, a oni – jak niefortunni przebierańcy, których ktoś zmusił do założenia kostiumów. Zszokowały go ich brudne buty i fatalnie skrojone marynarki. – Pomyślałem sobie wtedy, że moja żona nigdy nie pozwoliłaby mi pokazać się w takim stroju publicznie – mówi.

Szczupły, średniego wzrostu. W perfekcyjnie skrojonej marynarce. W szafie ma tylko trzy garnitury. Bo rzecz jest w jakości, nie ilości. Dwa z nich szyte na miarę, materiały starannie dobrane. Dziesiątki przymiarek. Szył je krawiec w Warszawie, ale na przykład guziki przyjechały z Londynu.

Skąd u niego ten styl? Jest fanem wszystkiego, co oldschoolowe. Jego dziadek ma 90 lat i niepowtarzalny styl, żywcem wyjęty z pierwszej połowy ubiegłego wieku. To on jest dla Trenta wzorem. Ale jest coś jeszcze. – Pochodzę z Karaibów, ale wychowałem się w Londynie. Pełno tam stereotypów na temat ciemnoskórych. Gdy ludzie widzą młodego chłopaka w sportowych butach i dresie, od razu traktują go jak dziecko getta – mówi i poważnieje. – Moi rodzice nie chcieli, by ktokolwiek patrzył na mnie w ten sposób. Powtarzali: jeśli będziesz dobrze wyglądał, zawsze łatwiej będzie ci znaleźć wspólny język z nauczycielami. Pamiętaj, że reprezentujesz siebie i całą naszą rodzinę. Wziąłem to sobie do serca. Dlatego nie ma dla mnie różnicy, czy idę na własny ślub, czy na jakiekolwiek inne spotkanie.

Pamięta rytuał z dzieciństwa: każdej niedzieli, około szóstej wieczorem musiał pokazać tacie wszystkie buty, wyczyszczone i naprawione. Od sportowych, przez te, w których chodził do szkoły, po buty ojca do pracy. Gdyby coś z nimi było nie tak, miałby poważne kłopoty.

Kamizelka i krawat zrobione w całości z białej gumy – to najbardziej ekstrawaganckie rzeczy, jakie ma dziś w szafie. Wyglądają jak skóra delfina. Pod wpływem ciepła dopasowują się do kształtów sylwetki. Idealne ubrania na imprezę w stylu burleski. Skarpetki są jego fetyszem: – Uwielbiam prążki, odjazdowe kolory. Nigdy nie zobaczysz mnie w zwykłych, czarnych.

Uwielbia też kapelusze. Ten ulubiony, w stylu lat 20. ubiegłego wieku, kupiła mu żona w najstarszym sklepie z kapeluszami w Nowym Jorku. Nazywa się J.J. Hats Center i słynie z tego, że każda sztuka wykonywana jest tam ręcznie. W tym samym sklepie kapelusze kupuje też Lejb Fogelman, a to chyba najlepsza rekomendacja.

– Nie chodzi o to, co masz na sobie i ile to jest warte, ale jak to nosisz – przekonuje Trent. I tą zasadą kieruje się w życiu. Wszystko, czym się otacza, jest wyszperane, wychodzone. Nie uznaje sieciówek, kupowania na ślepo. Każda rzecz pochodzi od projektanta. Uwielbia patrzeć na nią i zastanawiać się, jaka to szalona myśl powołała ją do życia.

– Nie uznaję klasycznych wymówek, że brakuje czasu, pieniędzy. I moja ulubiona: że mężczyźni inaczej postrzegają świat, mają inne priorytety – mówi i wystawia Polakom nie najlepszą ocenę. – Skąd w was taka miłość do koszul w kratkę, brązowych butów na grubej podeszwie i za długich spodni? Nie rozumiem tego. Jeśli mężczyzna nie wie, co założyć, powinien spytać swoją kobietę. Ja robię tak niemal codziennie. Trent i Magda przed każdym wyjściem do opery celebrują swój mały rytuał. Ona dopasowuje sukienkę, kolor szminki. On pucuje buty, czyści garnitur i obowiązkowo samodzielnie prasuje koszulę. – To piękny proces. Dlaczego nie miałby dotyczyć również mężczyzn? – pyta Trent.

Tekst z miesięcznika Sukces

, luty 2012

Tekst z miesięcznika Sukces

Wypija szklankę świeżo wyciśniętego soku z grejpfruta. Zakłada dres. W uszach ma słuchawki, z których płynie łagodna muzyka. Ma do przebiegnięcia stały dystans poprzedzielany seriami ćwiczeń rozciągających. Później prysznic i zdrowe śniadanie. Tak dziś zaczyna dzień Jacek Bilczyński.

Pozostało 98% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"