Wypija szklankę świeżo wyciśniętego soku z grejpfruta. Zakłada dres. W uszach ma słuchawki, z których płynie łagodna muzyka. Ma do przebiegnięcia stały dystans poprzedzielany seriami ćwiczeń rozciągających. Później prysznic i zdrowe śniadanie. Tak dziś zaczyna dzień Jacek Bilczyński.
W dzieciństwie rozpierała go energia, dlatego rodzice zapisali go na kurs sztuk walki i – dla równowagi – także na balet. Szybko zaczął zwracać olbrzymią uwagę na to, co je. Im był starszy, tym bardziej podobały mu się efekty, jakie osiągał. Dziś trenuje trzy–cztery razy w tygodniu. Nie ma sztywno rozpisanego planu zajęć. Stosuje tylko jedną żelazną zasadę: jeden dzień w tygodniu przeznacza na totalne lenistwo i jedzenie niekoniecznie najzdrowszych rzeczy. Po to, by nie zwariować.
W zeszłym roku Bilczyński został okrzyknięty najprzystojniejszym Polakiem. Trafił na okładki kilku kolorowych magazynów. Wysoki, dość muskularny, ale smukły. Zmierzwione włosy i spojrzenie, które ewidentnie ma coś w sobie... Zarabia na życie ciałem. Jest modelem i osobistym trenerem. Coraz częściej o pomoc zwracają się do niego mężczyźni.
– W Polakach coś pękło. Chcemy zmieniać cały swój styl życia – mówi. Przekonuje, że w dbaniu o siebie chodzi też o charakter i determinację. – W tym, bez urazy, czasem prześcigamy kobiety, które proszą, bym pomógł im zdziałać cuda. Bo na przykład za miesiąc biorą ślub albo wyjeżdżają na wakacje do tropików. Mężczyźni są większymi realistami. Stawiają sobie małe cele, później kolejne. I wykonują kawał pracy. Odkrywają w sobie potencjał. W ich przypadku Arystotelesowskie powiedzenie „w zdrowym ciele zdrowy duch” ma bezpośrednie przełożenie. Zaczynają walczyć o swoją pozycję w pracy. Chętniej ryzykują i odnoszą sukcesy.