Niestety, we wszystkich ważnych sprawach wyprzedzili mnie bystrzejsi albo wrażliwsi ode mnie. Pedofilia, przemoc w rodzinie, imiona, jakie swym pociechom nadaje Michał Wiśniewski, zostały już potępione i do tych potępień oczywiście się dołączam. Ale pragnę dać najmłodszym coś wyłącznie od siebie.
Co prawda podczas ostatnich Warszawskich Targów Książki spotkałem posła Poncyljusza, który szedł, żeby poczytać dzieciom, co musiało być dla nich straszliwym doświadczeniem.
Po namyśle doszedłem jednak do wniosku, że poseł Poncyljusz, choć wysoki, jest jednak zbyt małym problemem, by urządzać przeciw niemu prasową krucjatę. Opuściłem zatem tłoczne pomieszczenia Pałacu Kultury i Nauki, by w gorące popołudnie znaleźć inne dzieci, które mogły mnie potrzebować.
I wtedy mnie olśniło. Było ze 25 stopni w cieniu i nastolatki odkryły każdą część ciała, którą da się odkryć bez groźby aresztowania. Ojcowie rodzin dostojnie dreptali w sandałach i szortach, ale i tak aż sapali z przegrzania. Panie tłumnie i twierdząco odpowiedziały tego dnia na zasadnicze pytanie: „Czy można dzisiaj wyjść z gołymi nogami?". I tylko dzieci, zwłaszcza te najmniejsze, były po prostu po syberyjsku OPATULONE.
Jakoś tak się przyjęło w Polsce, że małe stworki muszą, po prostu muszą, być ciepło ubrane. To nic, że mamy koniec maja, że emeryci lada moment zaczną mdleć od upałów, a bulwarówki będą wyliczać kolejne ofiary bezlitosnego mordercy – słońca. Niezależnie od pogody dziecko obowiązkowo trzeba chronić przed zimnem przy pomocy wełnianych czapek, puchowych kurtek, baranich szub, polarów z misiem Puchatkiem, filowanych peleryn, ocieplanych pilotek, kamizel, rajstop, szalików i swetrów. Każdy centymetr odkrytego, delikatnego ciałka jest jak zaproszenie dla wirusa ebola. Każda sekunda bez czapki uszatki może zakończyć się zapaleniem płuc z powikłaniami. Malucha trzeba odgrodzić od najeżonego mikrobami świata, najlepiej wełną.