Co kryje się pod stołem wielkanocnym

Historyk kultury dr Katarzyna Łeńska-Bąk mówi o polskich tradycjach kulinarnych

Publikacja: 07.04.2012 00:11

Co kryje się pod stołem wielkanocnym

Foto: Fotorzepa, Kuba Kamiński Kub Kuba Kamiński

Wywiad z tygodnika Uważam Rze

Wielkanoc spędzamy przed suto zastawionym stołem. Skąd taki zwyczaj?


Zgodnie z nakazami religijnymi to okres, który podobnie jak czas przed Bożym Narodzeniem kończy post. Ludzie mogli się w końcu do woli najeść. Za czasów Bolesława Chrobrego wobec tych, którzy postu nie przestrzegali, stosowano kary np. chłosty, a nawet wybijania zębów. Podporządkowanie się nakazowi postu dotyczyło głównie warstw biedniejszych i warunkowane było nie tylko kwestiami religijnymi, ale także ekonomicznymi. W dawnej Europie jedzenie nie było bowiem dostępne dla wszystkich, post był także sposobem na zgromadzenie rezerw, które mogły być szczególnie przydatne choćby na przednówku. Bogaci bogobojność okazywali w sposób bardziej wyrafinowany – mimo postu ciągle się objadano i choć  unikano spożywania mięsa, bywało, że zakaz ten starano się na różne sposoby obejść: poza jedzeniem dozwolonych w tym czasie ryb, na stoły pańskie podawano np. także potrawę przygotowywaną z ogonów bobrów, które jako zwierzęta żyjące w wodzie zaliczano do tych, jakie można jeść.

A dlaczego tradycyjnie podajemy różne potrawy na Boże Narodzenie i Wielkanoc?

Wynika to nie tylko z obyczaju, ale także z dostępności danych produktów w określonych porach roku. Zgodnie ze zwyczajem na stole bożonarodzeniowym powinno znaleźć się 12 potraw, a skosztowanie wszystkich miało zapewnić powodzenie w nadchodzącym roku. Z kolei na przykład wielkanocne jajka będące symbolem nowego życia doskonale wpasowały się w okres wiosennej, budzącej się do życia natury.

Z jakiego powodu na Wielkanoc pojawia się zajączek?

Oddzielmy zajączka jako takiego, czyli samo zwierzę, a raczej jego wizerunek, od zwyczaju chowania prezentów, które następnie dzieci muszą znaleźć. Ten zwyczaj silnie był przestrzegany na Śląsku i Pomorzu, a trafił tam z Niemiec, podobnie jak tradycja ubierania choinki na Boże Narodzenie. Szukanie tzw. zajączka, czyli koszyczków z niespodziankami lub łakociami, ukrytych w ogrodzie lub w rozmaitych skrytkach domowych, stało się też popularne w wielu regionach Polski.

A skąd wzięły się jajka w czekoladzie, podobnie jak wspomniane zajączki lub baranki?

Z pewnością nie z kultury ludowej, której słodycze były raczej obce. Tu do słodzenia potraw używano miodu i to tylko przy okazji świąt. Wielkanocne jaja, malowane i dekorowane, były dawniej wykorzystywane w różnych praktykach magicznych, wegetacyjnych, hodowlanych, miłosnych, leczniczych itp. Baranek, który został wprowadzony na stół wielkanocny w XVI w., a do Polski trafił w XVII w., początkowo był wypiekany z ciasta lub formowany z masła. Jajko, baranek, zajączek do dziś pozostają znakami świąt wielkanocnych i w dzisiejszej skomercjalizowanej kulturze funkcjonują właśnie w postaci figurek z czekolady.

Czy religia ma jeszcze wpływ na to, co i w jaki sposób jemy?


W chrześcijaństwie już zapewne mniejszy niż w judaizmie lub islamie. Przykładem jest post, którego coraz mniej osób przestrzega, a który zgodnie z katechizmem Kościoła katolickiego winien być dla wiernych  czasem praktyki pokutnej. Być może stąd wziął się ostatnio pomysł studentów z krakowskiego duszpasterstwa akademickiego Beczka, którzy postanowili pokazać, że w poście nie chodzi tylko o umartwianie i żywienie się przez 40 dni chlebem i wodą. W swojej akcji zachęcają do umycia twarzy, zrobienia makijażu i włożenia najlepszych ciuchów, aby wyjść do ludzi i im pomagać.



Czyli zgodnie ze słowami Jezusa z Ewangelii według św. Mateusza „Kiedy pościcie, nie bądźcie posępni jak obłudnicy. Przybierają oni wygląd ponury, aby pokazać ludziom, że poszczą. Zaprawdę, powiadam wam, już odebrali swoją nagrodę. Ty zaś, gdy pościsz, namaść sobie głowę i obmyj twarz, aby nie ludziom pokazać, że pościsz, ale Ojcu twemu, który jest w ukryciu”.

Dokładnie tak! Nie chodzi bowiem o post dla samego tylko postu oderwanego od świata, w którym żyjemy, mającego nas samych utwierdzić w przekonaniu o naszej pobożności. Post należy podjąć w intencji drugiego człowieka i według pomysłodawców akcji jego idea ma polegać na wzajemnym wsparciu, pomocy udzielonej drugiemu człowiekowi w odrzuceniu zła. Jeśli sobie czegoś odmawiamy, to powinniśmy spróbować przez tę odmowę pomóc komuś innemu. Poza tym niekoniecznie odmowa musi dotyczyć wyłącznie jedzenia, można sobie odmówić korzystania z Internetu, z poruszania się samochodem, wreszcie można pościć od narzekania, gniewu,  obmawiania innych itd.

Jeśli jednak odmawiamy sobie jedzenia, to przy dzisiejszym nadmiernym spożyciu pomagamy także sami sobie. Czy diety dziś nie zajęły miejsca prawdziwego postu?

Powiedziałabym raczej, że w czasach, w których tak modne są różne diety, do których wciąż się zachęca, post stracił na znaczeniu. Wiele z dni postnych wyznaczanych dawniej przez religię dziś zostało zaniechanych. W niektórych domach wprawdzie cały czas przestrzega się postnego piątku i w tym dniu nie je się mięsa. Ale w kulturze tradycyjnej tych dni postnych było znacznie więcej. Nawet trzy dni w tygodniu, czyli środa, piątek i sobota. Poza tym w wigilię wielu dni przyporządkowanych jakiemuś świętemu, np. Andrzejowi, Marcinowi itd., też zalecany był post. Ale, jak już powiedziałam, to najbiedniejsi przestrzegali postów.

Czyli polskie powiedzenie: za króla Sasa jedz, pij i popuszczaj pasa, doskonale odzwierciedla czasy dawne, ale ma odniesienie jedynie do najbogatszych?

Niepohamowanie w jedzeniu i piciu było rzeczywiście polską przywarą. Kilka wieków temu wielu cudzoziemców podróżujących po Polsce było zdumionych nie tylko polską gościnnością i serdecznością, ale także przerażonych rozrzutnością i wystawnością niemającą czasem pokrycia w rzeczywistym stanie majątkowym goszczącego. Krytykując polskie rozpasanie kulinarne, mieli na myśli głównie szlachtę, gdyż z nią najczęściej przychodziło im biesiadować. Francuz Guillaume de Beauplan przebywający w Polsce w XVII w. wspomina o zwyczaju picia z trzewików dygnitarzy, aby się przypodobać jakiejś osobistości, lub z trzewiczków panieńskich. Raziły go zbyt zawiesiste i tłuste sosy, które pogardliwie nazywał bryją. Jezuita Hubert Vautrin w XVIII w. opisywał Polaka jako żarłoka, który dla zdobycia trunku gotowy jest sprzedać ojca, a spiżarnię przyjaciela opróżni bez zahamowań. Dziwiono się także przesadnie przyprawionym daniom nie tylko z racji wydatków, bo przyprawy były kosztowne, ale ich nadmiar powodował, że dla cudzoziemców były wręcz niejadalne. Lubowano się w egzotyce, ale ponieważ wraz z nowymi produktami nie rozpowszechniano nowych przepisów, dania przyprawiano według własnego uznania. Im ktoś był bogatszy, tym więcej drogich przypraw dodawał, aby właśnie swą wysoką pozycję ekonomiczną i społeczną zademonstrować w ten sposób.

Nie dziwi zatem tak popularne dziś w Polsce sushi.

Obce wpływy w polskiej kuchni można śledzić od czasów najdawniejszych, widać je już w staropolszczyźnie i w ochoczym korzystaniu z zamorskich przypraw, choć paradoksalnie to właśnie one albo raczej skłonność do używania ich w nadmiarze stanowiła o specyfice ówczesnej kuchni polskiej. Podawano także wtedy na stoły dwa dania szczególne. Pierwsze z nich to specjalnie przyrządzony szczupak, który miał być od głowy przysmażony, w środku pieczony, a przy ogonie gotowany. Drugie to kapłon we flaszy. W tym wypadku należało zdjąć z kapłona skórę, wepchnąć ją do butelki, zalać mieszaniną jajek i mleka. Oba te koncepty miały stanowić o odrębności kuchni sarmackiej, szczupak zresztą właśnie dlatego pojawił się w „Panu Tadeuszu”. Okazuje się jednak, że oba te przepisy mają rodowód francuski. Czerpano więc z obcych kuchni obficie, a jednocześnie z trudem akceptowano obce nawyki pokarmowe. Nie tylko u nas. Francuz krytykował dania niemieckie, Niemiec angielskie, a Anglik włoskie itd. Polacy także za obcymi kuchniami nie przepadali. Dość znana jest anegdota o pewnym polskim szlachcicu, który będąc we Włoszech, miał okazję uczestniczyć w tamtejszych ucztach, lecz widząc na stole między innymi sałatę, miał podobno salwować się ucieczką do kraju, a decyzję swą tłumaczył obawą, by go zimą nie karmiono sianem, skoro w lecie dają mu trawę. Z upływem czasu jednak sytuacja w kulinariach powoli ulegała zmianie.

W jakim punkcie historii znajdujemy się w takim razie obecnie w kulinarnej Polsce?

Z jednej strony bardzo się zamerykanizowaliśmy, o czym świadczy popularność nie tylko różnych fast foodów z McDonaldami na czele, ale także zwyczaj grillowania. Tradycyjnie wywodzi się on z południa Stanów Zjednoczonych, gdzie już w XIX w. praktykowano smażenie mięsa na wolnym powietrzu. Z drugiej strony znaleźliśmy się pod silnymi wpływami kulinarnej kultury z obszaru basenu śródziemnomorskiego, o czym świadczy zwiększone spożycie i, co za tym idzie, znajomość wina. Zakochaliśmy się w daniach z Włoch, Francji i Hiszpanii, a restauracje z kuchnią z tych krajów powstały w każdym nawet małym polskim mieście. Sami w domach pichcimy także pasty, szukamy przepisów na risotto lub paellę. Otworzyliśmy się także na bardziej egzotyczne i odległe smakowo jedzenie, zwłaszcza z Azji. Coraz silniej daje się także zauważyć powrót do polskich korzeni, stąd moda na staropolskie czy chłopskie jadło, skłonność do odkrywania zapomnianych specjałów kuchni regionalnych.

dr Katarzyna Łeńska-Bąk pracuje w Katedrze Kulturoznawstwa i Folklorystyki Uniwersytetu Opolskiego.  Jest autorką m.in. książek „O pokarmach, smakach i utraconych znaczeniach. Historia kultury sub specie culinaria”, „Sól ziemi” oraz redaktorką pracy zbiorowej „Pokarmy i jedzenie w kulturze. Tabu, dieta, symbol”.

Wywiad z tygodnika Uważam Rze

, kwiecień 2011

Wywiad z tygodnika Uważam Rze

Wielkanoc spędzamy przed suto zastawionym stołem. Skąd taki zwyczaj?

Pozostało 99% artykułu
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"