Mamy do czynienia z historycznym wydarzeniem: wraca pan do teatru, i to by reżyserować! Co pana skłoniło?
Bogusław Linda:
Aktualizacja: 20.04.2012 08:09 Publikacja: 19.04.2012 18:43
Bogusław Linda - Merylin Mongol - zdjecia z próby. Fot. Bartek Warzecha
Foto: Ateneum
Mamy do czynienia z historycznym wydarzeniem: wraca pan do teatru, i to by reżyserować! Co pana skłoniło?
Bogusław Linda:
Ponury zbieg okoliczności! A mówiąc serio: dyrektor Ateneum Andrzej Domalik zasiadał ze mną w komisji egzaminacyjnej w szkole, którą prowadzę z Maciejem Ślesickim. Stwierdziliśmy, że mamy wspólne poglądy na temat sztuki. Padło pytanie, czy nie wróciłbym do teatru. Miałem pod ręką sztukę, która mnie fascynowała skalą trudności, pomyślałem, że może warto. Dyrektor też się wybranym tytułem ucieszył, bo jest wielkim miłośnikiem literatury rosyjskiej.
W „Merylin Mongoł jest zapowiedź końca świata, co zbiega się z proroctwem Majów. Czy to również pana zainteresowało?
Moim zdaniem nie o to w sztuce chodzi, tylko o to, co ważne w każdym dobrym dramacie: o poszukiwanie w życiu miłości, nadziei na nowe życie, o ucieczkę od zła, od codzienności.
Pana spektakl da nam na to nadzieję?
Bardzo bym sobie tego życzył, ale nie sądzę: jestem tylko inscenizatorem tego, co napisał Nikołaj Kolada, a on pisze o życiu, które nigdy do końca nie jest spełnione. Podobnie jak Czechow. Jego bohaterowie też chcą wyjechać do Moskwy.
Bliski jest panu taki sposób myślenia?
Oprócz sztuk, które reżyserowałem - m.in. „Moliera" Bułhakowa i „Przedstawienia pożegnalnego" Mullera, filmy „Seszele", „Sezon na leszcze", „Błękitne okna opowiadały o ludziach, którzy szukają nadziei na lepsze życie. Celowo tego tematu nie wybierałem. Może to podświadomość.
Sylwetka: Bogusław Linda, aktor, reżyser
Aktor znany głównie z roli filmowych twardzieli, ma bogatą przeszłość teatralną. Jego pierwszą sceną był?Stary Teatr w Krakowie. Potem we wrocławskim Teatrze Polskim zagrał m.in. Hamleta i Hansa Castorpa. Tam zetknął się z Jerzym Grzegorzewskim. Na początku lat 80. został aktorem warszawskiego?Studia. W Teatrze TV grał m.in. w spektaklach Laco Adamika.
Przyłapał się pan na myśli, że sama zmiana systemu nie zmieniła Polski, bo ludzie są niezmienni?
Wierzyliśmy, że wszystko się zmieni jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Odkrycie, że jest inaczej, było bardzo bolesne. Stąd „Psy", „Kroll", „Miasto prywatne".
Również inne tytuły, w których grał pan po 1989 r., pokazywały ciemną stronę transformacji.
Nie traktujmy tego jako proroctwo albo deklarację. Jaka kinematografia, takie role. Brałem, co dawali. Często decydują warunki codzienne. Rodzina chce wyjechać na wakacje, coś zjeść. Więc biorę role, których nie wziąłbym, gdybym nie musiał. W naszym, za przeproszeniem, bajzlu, przy przypadkowości i siermiężności filmów i scenariuszy wszystkim rządzi wielki przypadek. Albo coś wyjdzie, albo nie.
Obserwuje pan życie zwykłych prostych ludzi?
Myślę, że każdy człowiek jest uwrażliwiony na to, co się dzieje w sąsiednim domu, na sąsiedniej ulicy, gdzie potrzebna jest pomoc, bo świat nie jest sprawiedliwy. Ale chciałem zwrócić uwagę, że u Kolady, jak to w wielkich dramatach bywa, postaci są niejednoznaczne, tragiczne, a jednocześnie bardzo śmieszne. Pokazanie ich w ten sposób jest trudne, ale też pociąga i fascynuje.
Scenografię do pana spektaklu przygotowała Małgorzata Szczęśniak, która pracuje tylko z Warlikowskim.
Kiedyś byliśmy umówieni na realizację „Czyż nie dobija się koni u Janusza Wiśniewskiego w poznańskim Teatrze Nowym. Ale tamto spotkanie dopiero teraz zaowocowało współpracą.
Żyjemy w poczuciu przełomu, jaki się dokonał w polskim teatrze. A co pan o tym myśli z perspektywy swoich początków w Starym Teatrze i gry u Jerzego Grzegorzewskiego?
Teatr, który istnieje od tysięcy lat, zmienia się tylko formalnie. To, czy dekoracje są marmurowe czy plastikowe, jest sprawą drugorzędną wobec katharsis, jaki przynosi spektakl. A to, o czym opowiada ludzka tragikomedia, pozostaje bez zmian. Tak mi się wydaje.
Zauważył pan, że na początku Warlikowski i Jarzyna opierali się na aktorach rówieśnikach, a potem zaczęli zapraszać artystów starszego pokolenia.
Dobry teatr wymaga dobrych aktorów, których mniej jest w generacjach chowanych na serialach. Dłużej trzeba z nimi pracować. Wcale się nie dziwię, że reżyserzy sięgają po zawodowców.
A pan miał teatralne propozycje?
Może raz? Ale szybko ucinałem rozmowy. Póki mogę, wolę tego unikać.
Nowy teatr wymaga więcej ekshibicjonizmu niż dawny?
Nie wiem. Zmieniają się środki przekazu. Żyjemy w artystycznej „globalnej wiosce". Wszyscy, z dnia na dzień, wiedzą, co dzieje się w teatrze na całym świecie. Teatr stał się globalny. Siłą rzeczy spektakl, żeby był dostrzeżony, musi być wyrazisty, bezkompromisowy.
W latach 80. wyreżyserował pan w Studiu „Przedstawienie teatralne Petera Mullera. Mało kto pamięta, że na festiwalu w Grecji otrzymał pan za ten spektakl wyróżnienie po Peterze Brooku i Peterze Steinie.
Brook pokazał „Mahabharatę", zaś Stein „Wiśniowy sad". Najbardziej jednak zapamiętałem fakt, że chciała nas aresztować policja. Próbowaliśmy w czasie sjesty i jeden z kolegów aktorów oddał serię strzałów do Greka protestującego na pobliskim balkonie. Z atrapy pistoletu Thompson.
Ale nie grecka policja zmusiła pana do rezygnacji z teatru.
Dostałem propozycję reżyserowania w Grecji, Turcji i Emiratach Arabskich. Po próbach z greckimi aktorami wyobraziłem sobie tureckich, a potem arabskich i zrezygnowałem. Wolałem grać w filmach francuskich, węgierskich albo duńskich.
Teraz ma pan zagrać szefa kasyna w jednym z seriali.
Być może. Granie w serialu to trochę inna praca. Potraktujmy ją z uśmiechem i odrobiną dystansu.
rozmawiał Jacek Cieślak
© Licencja na publikację
© ℗ Wszystkie prawa zastrzeżone
Źródło: Rzeczpospolita
Mamy do czynienia z historycznym wydarzeniem: wraca pan do teatru, i to by reżyserować! Co pana skłoniło?
Bogusław Linda:
Razem z dziennikarką „Rzeczpospolitej” Małgorzatą Piwowar rozmawiamy o najgłośniejszym wydarzeniu mijającego sezonu w sztuce – o otwarciu nowej siedziby Muzeum Sztuki Nowoczesnej w Warszawie.
To zaproszenie do udziału w polskiej kulturze dla całej Europy. Koncert inauguracyjny 3 stycznia w Warszawie.
Zamek Królewski w Warszawie prezentuje cenną kolekcję sztuki europejskiej, pochodzącą z Narodowego Muzeum Sztuki im. Bohdana i Warwary Chanenków w Kijowie.
Wraz z Katarzyną Czajką-Kominiarczuk, twórczynią bloga Zwierz Popkulturalny, recenzentką i autorką książek o popkulturze, rozmawiamy na temat seriali. Jakie tytuły zasługują na miano produkcji roku? Na jakim etapie streamingowej rewolucji się znajdujemy?
Bank wspiera rozwój pasji, dlatego miał już w swojej ofercie konto gamingowe, atrakcyjne wizerunki kart płatniczych oraz skórek w aplikacji nawiązujących do gier. Teraz, chcąc dotrzeć do młodych, stworzył w ramach trybu kreatywnego swoją mapę symulacyjną w Fortnite, łącząc innowacyjną rozgrywkę z edukacją finansową i udostępniając graczom możliwość stworzenia w wirtualnym świecie własnego banku.
W stolicy Szwecji ruszył Tydzień Noblowski. Rozpoczął się od tradycyjnego przekazania osobistych przedmiotów należących do tegorocznych noblistów do sztokholmskiego Muzeum Nagrody Nobla oraz sygnowania krzeseł w tamtejszej kawiarni.
Muzeum Gazowni Warszawskiej to niezwykła przestrzeń, gdzie przeszłość i przyszłość przenikają się, tworząc inspirujące środowisko dla wydarzeń biznesowych i konferencji. Zlokalizowane w zabytkowym budynku dawnej aparatowni i tłoczni gazu, Muzeum zostało starannie odrestaurowane, aby oddać ducha epoki, zachowując jednocześnie pełną funkcjonalność nowoczesnej przestrzeni.
Na wojnie Rosji z Ukrainą zginął znany ukraiński aktor Jakiw Tkaczenko. 45-latek występował m.in. w polskim serialu „Wataha” oraz filmie „Obywatel Jones” w reżyserii Agnieszki Holland.
Ministerstwo Infrastruktury nie wyklucza, że przyspieszy budowę Drogi Czerwonej, która jest kluczowa do rozwoju portu i miasta Gdyni.
W Kielcach na Białogonie doszło do awarii magistrali wodociągowej. Zasila ona ponad 60 proc. mieszkańców wodą z głównego ujęcia w tej części miasta.
W debiucie reżyserskim Malcolma Washingtona, syna aktora Denzela, stare pianino jest jak kapsuła czasu.
W każdą sobotę grudnia i sylwestrowy wieczór warszawiacy mają okazję podziwiać zimowo-świąteczną stolicę z pokładu łodzi.
Cenię historie grozy z morałem, a filmowy horror „Substancja” właśnie taki jest, i nie szkodzi, że przesłanie jest dość oczywiste.
Opublikowano pierwszy zwiastun filmu „28 lat później”. Kontynuacja kultowej serii filmów przedstawi dalsze losy świata wykreowanego przez Danny'ego Boyle'a oraz Alexa Garlanda.
Masz aktywną subskrypcję?
Zaloguj się lub wypróbuj za darmo
wydanie testowe.
nie masz konta w serwisie? Dołącz do nas