„Jest to jeden z najszczęśliwszych zabytków starożytnego budownictwa w naszym kraju; dziwnym bowiem trafem przetrwał wszystkie burze i przez cały czas uszanowany, do dzisiejszych dni w stanie mieszkalnym pozostał" – tak pisał w 1844 r. o zamku w Oporowie „Przyjaciel Ludu". Trafem jeszcze bardziej zdumiewającym – biorąc pod uwagę kolejne dziejowe kataklizmy, jakie przeszły nad naszym krajem przez następne półtora wieku – zdanie to można dziś powtórzyć, nie zmieniając ani słowa.

Po wielu średniowiecznych polskich zamkach, potężniejszych i bardziej obronnie położonych, nie pozostał kamień na kamieniu. Większość tych, które się zachowały, to malownicze ruiny. A niewielka gotycka warownia, zbudowana z cegły i kamiennych ciosów na równinach pod Kutnem, wygląda wciąż niemal tak jak za panowania pierwszych Jagiellonów.

To stare gniazdo znamienitego rodu panów Oporowskich wznosi się – otoczone fosą i starodrzewem romantycznego XIX-w. parku – w stronach, gdzie o rycerskich ideałach słyszy się obecnie niewiele. Za bramą parku po horyzont ciągną się pola pszenicy i zagony buraków cukrowych, a uwaga miejscowych władz i mieszkańców skupiona jest na produkcji żywca, zwłaszcza wieprzowego. Rutynę życia gminnego urozmaica jednak czasem pojawiająca się w ciemne i burzliwe noce w oporowskim parku zjawa Białej Damy. To pokutujący duch pięknej kasztelanki, która zakochała się z wzajemnością w przeorze niedalekiego zgromadzenia paulinów i spotykała się z nim w podziemnym przejściu łączącym warownię z klasztorem. Pewnej nocy od uderzenia pioruna nad grzesznymi kochankami zawalił się strop... Komnaty zamku nawiedzają, jak wieść niesie, także inne duchy, czyste i nieczyste. Dostrzec je można podobno na nagraniach z zamkowego monitoringu w postaci jasno świecących, przejrzystych kul.

Budowę typowej dla późnego średniowiecza fortalicji rycerskiej rozpoczął wojewoda łęczycki Mikołaj Oporowski. W drugiej ćwierci XV w. dokończył ją jego syn Władysław. Najwybitniejszy z rodu – doktor praw uniwersytetu w Padwie, rektor Akademii Krakowskiej, podkanclerzy za czasów Władysława Jagiełły, a u schyłku życia prymas – zmarł właśnie w oporowskim zamku. W późniejszych wiekach fortalicja należała kolejno do Tarnowskich, Sołłohubów, Pociejów, Orsettich. Żadna z owych rodzin nie zdecydowała się, by ją unowocześnić czy zasadniczo przebudować. Stare mury trzymały się i trzymają od pięciu wieków nad podziw krzepko. Nie zaszkodził im nawet pożar wzniecony przez Szwedów w latach potopu. Po II wojnie światowej zamek przeznaczono na muzeum i poddano „regotyzacji". Usunięte zostały niezbyt zresztą liczne klasycystyczne i neogotyckie elementy wystroju budowli, dodane w XIX w. przez Orsettich. Dziś Oporów uważany jest za najlepiej zachowany gotycki zamek na Mazowszu.

Średniowieczna fortalicja jest w prozaicznym rolniczym krajobrazie obiektem tak osobliwym, że wielu zwiedzających sądzi, iż zbudowano ją dla potrzeb serialu telewizyjnego. W zamkowych komnatach zachowały się autentyczne średniowieczne polichromie na drewnianych stropach i XVIII-w. parkiety. Można w nich oglądać stare obrazy, kolekcję portretów szlacheckich, francuski piec renesansowy, zbroje, meble, porcelanę. Wszystkie te dobra, około tysiąca eksponatów, zgromadzono tu dopiero tworząc Muzeum Wnętrz Stylowych. Burze historyczne oszczędziły mury Oporowa, ale wymiotły niemal wszystko, poza wielkimi kryształowymi lustrami i zdekompletowanym serwisem porcelanowym, co należało do dawnych właścicieli. Jedną z nielicznych pamiątek po rodzie Orsettich jest szkatuła na trzy pistolety pojedynkowe, odnaleziona podczas remontu pod podłogą na poddaszu rezydencji. Były w niej jednak tylko dwa pistolety. Co stało się z trzecim, na zawsze pewnie pozostanie tajemnicą.