Folklor i klimaty etniczne są generalnie modne, ale zazwyczaj w zestawieniu z rockiem. Oczywiście nic w tym złego – Kapela Ze Wsi Warszawa czy ostatnio R.U.T.A. to rewelacyjne projekty, których niemal nie sposób wyjąć z odtwarzacza.
A jednak z korzennego folkloru jest w nich w zasadzie tylko brzmienie – reszta to stricte rockowy żywioł.
Tymczasem na krajowym poletku muzyki etnicznej dzieje się znacznie więcej i właśnie ukazały się dwie płyty pokazujące dość przewrotne podejście do tematu. Pierwsza – „hurdu_hurdu" – wyszła spod smyczka wiolonczelisty jazzowego Adama Olesia, druga natomiast – „Erotyki ludowe" – jest tworem wyobraźni Dariusza Makaruka – artysty związanego zasadniczo ze sceną elektroniczną, choć mającego na swoim koncie także flirty z muzyką improwizowaną i jazzem. Żadna z tych płyt nie przypomina jednak wcześniejszych przejawów aktywności obu muzyków. Właściwie to nie przypomina niczego, co da się u nas usłyszeć.
No bo proszę sobie wyobrazić na przykład tradycyjne pieśni śląskie – te naprawdę tradycyjne, które przez pół życia zbierał po wsiach i miasteczkach regionu etnomuzykolog Adolf Dygacz – pożenione z delikatnym, kameralnym jazzem. Oczywiście etnojazzowe kompilacje to żadna nowość, ale zazwyczaj były to po prostu jazzowe improwizacje na tradycyjne tematy. Oleś poszedł w innym kierunku. Stworzył bardzo delikatną akustyczną konstrukcję, zupełnie pozbawioną drapieżności, bardzo w sumie elegancką. Gdyby nie śląska gwara, którą równie eleganckie, dobrze ustawione głosy wyśpiewują w tekstach w stylu: „Jak jo byda syna miała, mój Jasińku mój, w co go byda oblykała, mój Jasińku mój", w zasadzie trudno byłoby tu znaleźć jakieś poważniejsze etniczne skojarzenia, a same utwory równie dobrze mogłaby mieć w repertuarze choćby Stacey Kent.
I to jest właśnie w „hurdu_hurdu" najlepsze. Nie ma tu natrętnej stylizacji, żadnych prób budowania muzycznego skansenu – to raczej próba udowodnienia, że te tradycyjne pieśni, przy odpowiedniej oprawie, doskonale bronią się także w całkiem współczesnej konwencji.
Makaruk podjął temat z zupełnie innej strony, ale efekt osiągnął równie udany. „Erotyki ludowe" to coś w rodzaju rozbudowanego i udramatyzowanego słuchowiska, w którym wirują wątki jazz-rocka lat 70., jest też sporo klimatów artrockowych, ale nie brakuje i klasycznej psychodelii. Wrażenie tej ostatniej nieźle potęgują zresztą wplecione w muzyczną narrację zaśpiewy członkiń Zespołu Śpiewaczego z Rudy Solskiej, rozprawiające, co tam w karczmie czy na sianku się po wsiach wyprawiało. I w ten sposób tradycyjna biłgorajska nuta zderza się z wyspiarskim graniem sprzed czterech dekad, a głosy wiejskich pieśniarek walczą o lepsze m.in. z Tymonem Tymańskim, Antonim Gralakiem, Michałem Urbaniakiem, Włodzimierzem Kiniorskim, a nawet tuwiańskim szamanem Gendosem.