Folklor poza skansenem

Niezależnie od siebie Adam Oleś i Dariusz Makaruk pokrętnymi, ale i bardzo ciekawymi drogami dochodzą do wniosku, że „wiejski” nie musi znaczyć „wieśniacki”

Publikacja: 04.11.2012 15:00

Folklor poza skansenem

Foto: Karrot Kommando

Folklor i klimaty etniczne są generalnie modne, ale zazwyczaj w zestawieniu z rockiem. Oczywiście nic w tym złego – Kapela Ze Wsi Warszawa czy ostatnio R.U.T.A. to rewelacyjne projekty, których niemal nie sposób wyjąć z odtwarzacza.

A jednak z korzennego folkloru jest w nich w zasadzie tylko brzmienie – reszta to stricte rockowy żywioł.

Tymczasem na krajowym poletku muzyki etnicznej dzieje się znacznie więcej i właśnie ukazały się dwie płyty pokazujące dość przewrotne podejście do tematu. Pierwsza – „hurdu_hurdu" – wyszła spod smyczka wiolonczelisty jazzowego Adama Olesia, druga natomiast – „Erotyki ludowe" – jest tworem wyobraźni Dariusza Makaruka – artysty związanego zasadniczo ze sceną elektroniczną, choć mającego na swoim koncie także flirty z muzyką improwizowaną i jazzem. Żadna z tych płyt nie przypomina jednak wcześniejszych przejawów aktywności obu muzyków. Właściwie to nie przypomina niczego, co da się u nas usłyszeć.

No bo proszę sobie wyobrazić na przykład tradycyjne pieśni śląskie – te naprawdę tradycyjne, które przez pół życia zbierał po wsiach i miasteczkach regionu etnomuzykolog Adolf Dygacz  – pożenione z delikatnym, kameralnym jazzem. Oczywiście etnojazzowe kompilacje to żadna nowość, ale zazwyczaj były to po prostu jazzowe improwizacje na tradycyjne tematy. Oleś poszedł w innym kierunku. Stworzył bardzo delikatną akustyczną konstrukcję, zupełnie pozbawioną drapieżności, bardzo w sumie elegancką. Gdyby nie śląska gwara, którą równie eleganckie, dobrze ustawione głosy wyśpiewują w tekstach w stylu: „Jak jo byda syna miała, mój Jasińku mój, w co go byda oblykała, mój Jasińku mój", w zasadzie trudno byłoby tu znaleźć jakieś poważniejsze etniczne skojarzenia, a same utwory równie dobrze mogłaby mieć w repertuarze choćby Stacey Kent.

I to jest właśnie w „hurdu_hurdu" najlepsze. Nie ma tu natrętnej stylizacji, żadnych prób budowania muzycznego skansenu – to raczej próba udowodnienia, że te tradycyjne pieśni, przy odpowiedniej oprawie, doskonale bronią się także w całkiem współczesnej konwencji.

Makaruk podjął temat z zupełnie innej strony, ale efekt osiągnął równie udany. „Erotyki ludowe" to coś w rodzaju rozbudowanego i udramatyzowanego słuchowiska, w którym wirują wątki jazz-rocka lat 70., jest też sporo klimatów artrockowych, ale nie brakuje i klasycznej psychodelii. Wrażenie tej ostatniej nieźle potęgują zresztą wplecione w muzyczną narrację zaśpiewy członkiń Zespołu Śpiewaczego z Rudy Solskiej, rozprawiające, co tam w karczmie czy na sianku się po wsiach wyprawiało. I w ten sposób tradycyjna biłgorajska nuta zderza się z wyspiarskim graniem sprzed czterech dekad, a głosy wiejskich pieśniarek walczą o lepsze m.in. z Tymonem Tymańskim, Antonim Gralakiem, Michałem Urbaniakiem, Włodzimierzem Kiniorskim, a nawet tuwiańskim szamanem Gendosem.

Folklor obu Ameryk fascynuje od dawna, podobnie śródziemnomorski, nie mówiąc nawet o wszechobecnym żydowskim. Dzięki takim płytom można się przekonać, że również w warunkach krajowych „wiejski" nie musi znaczyć „wieśniacki", a sielski przytup może inspirować w naprawdę przedziwnych konwencjach.

Adam Oleś


"Hurdu_hurdu"


Falami

Makaruk


"Erotyki ludowe"


Folklor i klimaty etniczne są generalnie modne, ale zazwyczaj w zestawieniu z rockiem. Oczywiście nic w tym złego – Kapela Ze Wsi Warszawa czy ostatnio R.U.T.A. to rewelacyjne projekty, których niemal nie sposób wyjąć z odtwarzacza.

A jednak z korzennego folkloru jest w nich w zasadzie tylko brzmienie – reszta to stricte rockowy żywioł.

Pozostało jeszcze 89% artykułu
Kultura
Wystawa finalistów Young Design 2025 już otwarta
Kultura
Krakowska wystawa daje niepowtarzalną szansę poznania sztuki rumuńskiej
Kultura
Nie żyje Ewa Dałkowska. Aktorka miała 78 lat
Materiał Promocyjny
Firmy, które zmieniły polską branżę budowlaną. 35 lat VELUX Polska
Kultura
„Rytuał”, czyli tajemnica Karkonoszy. Rozmowa z Wojciechem Chmielarzem