Ten czarnopióry ptak znad wód zdobył sobie prawdziwą sławę, nie zawsze zresztą dobrą. Dla rybaków to konkurent, dla ornitologów amatorów – obiekt fascynacji. Pierwsi chcą go wysłać do wszystkich diabłów i tępić, drudzy – chronić. Ale dla bezstronnego przyrodnika życie kormoranów to znakomita ilustracja tego, jak materia krąży w przyrodzie, a to, co żyje w wodzie, wbudowuje się w ląd.
Czarne i tłuste
Wszędzie nad głębokimi i rybnymi wodami widać te ptaki, pomykające nad taflą albo też z wyższego pułapu ślące nam ponure krakania. Kiedyś nazywano je nawet morskimi krukami. Zresztą sama nazwa kormoran jest nawiązaniem do tego ochrypłego głosu. Tyle, że jest to w równym stopniu ptak morski, jak i lądowy, a ściślej – częsty mieszkaniec wód śródlądowych.
Skojarzenie z krukiem wzięło się także stąd, że nosi czarne upierzenie, po trosze zresztą wyglądające, jakby było złożone z dużych rybich łusek. Cóż, zarówno ryby, jak i kormorany pływają w wodzie, te drugie oczywiście tylko przez pewien czas. Pod wodą wytrzymuje kormoran około pół minuty, zanurzając się przy tym do głębokości trzech metrów. Niby nie wiele, ale to wystarcza, by złowić rybę.
Na łowy wyruszają te ptaki najchętniej gromadnie, przez co tym bardziej są solą w oku rybaków. Spieszyć się nie muszą, bo dzięki sprawności łowieckiej potrafią sobie nawet w parę minut nałowić ryb, ile trzeba. A każdy potrzebuje około pół kilograma dziennie.
Połowy zajmują im więc najwyżej jedną piątą czasu w ciągu doby. Sporo go poświęcają za to na suszenie piór, efektownie rozkładając pokaźne skrzydła podczas przesiadywania na ulubionych, wystających z wody głazach i pniach. Ich gruczoł kuprowy, zapewniający ptakom wodnym odpowiednie namaszczenie piór, pozwalające się nie moczyć, jest u nich niezbyt wydajny.