Goniąc kormorany... do diabła

Nad Mierzeją Wiślaną przemykają, niczym eskadry bombowców, stada śmigłych, ciężkich i czarnych ptaków. W niektórych budzą zachwyty, u innych – dreszczyk grozy, a u jeszcze innych – złość.

Publikacja: 27.08.2013 21:18

Goniąc kormorany... do diabła

Foto: Archiwum autora, Tomasz Kłosowski Tomasz Kłosowski

Ten czarnopióry ptak znad wód zdobył sobie prawdziwą sławę, nie zawsze zresztą dobrą. Dla rybaków to konkurent, dla ornitologów amatorów – obiekt fascynacji. Pierwsi chcą go wysłać do wszystkich diabłów i tępić, drudzy – chronić. Ale dla bezstronnego przyrodnika życie kormoranów to znakomita ilustracja tego, jak materia krąży w przyrodzie, a to, co żyje w wodzie, wbudowuje się w ląd.

Czarne i tłuste

Wszędzie nad głębokimi i rybnymi wodami widać te ptaki, pomykające nad taflą albo też z wyższego pułapu ślące nam ponure krakania. Kiedyś nazywano je nawet morskimi krukami. Zresztą sama nazwa kormoran jest nawiązaniem do tego ochrypłego głosu. Tyle, że jest to w równym stopniu ptak morski, jak i lądowy, a ściślej – częsty mieszkaniec wód śródlądowych.

Skojarzenie z krukiem wzięło się także stąd, że nosi czarne upierzenie, po trosze zresztą wyglądające, jakby było złożone z dużych rybich łusek. Cóż, zarówno ryby, jak i kormorany pływają w wodzie, te drugie oczywiście tylko przez pewien czas. Pod wodą wytrzymuje kormoran około pół minuty, zanurzając się przy tym do głębokości trzech metrów.  Niby nie wiele, ale to wystarcza, by złowić rybę.

Na łowy wyruszają te ptaki najchętniej gromadnie, przez co tym bardziej są solą w oku rybaków. Spieszyć się nie muszą, bo dzięki sprawności łowieckiej potrafią sobie nawet w parę minut nałowić ryb, ile trzeba. A każdy potrzebuje około pół kilograma dziennie.

Połowy zajmują im więc najwyżej jedną piątą czasu w ciągu doby. Sporo go poświęcają za to na suszenie piór, efektownie rozkładając pokaźne skrzydła podczas przesiadywania na ulubionych, wystających z wody głazach i pniach. Ich gruczoł kuprowy, zapewniający ptakom wodnym odpowiednie namaszczenie piór, pozwalające się nie moczyć, jest u nich niezbyt wydajny.

A jest taki, bo dzięki temu upierzenie pozostaje przemakalne, a zawarta w nim woda zmniejsza wyporność ptaka podczas nurkowania. Pod wodą, w którą kormoran nie wpada z góry jak strzała, tylko w nią się zanurza, przyciska on skrzydła do ciała i wiosłuje nogami, zaopatrzonymi w duże płetwy. Więc jego nogi – to rodzaj wioseł. Potrafi sprawnie poruszać się pod wodą, a łapanie ryb ułatwia mu dziób o górnej nasadzie zakończonej hakiem.  Zdaje się, że większym dla kormorana problemem niż łowienie jest połykanie zdobyczy. Nie potrafi tego  uczynić w głębinach, musi je opuścić, by podrzucić sobie rybę i dopiero wtedy złapać w otwartą gardziel.

Otynkowane drzewa

Nad Mierzeją Wiślaną i w otaczających ja wodach od ptaków tych aż się roi, na tym półwyspie bowiem maja swoją, największą w Europie kolonię. Nic dziwnego – wąski skrawek lądu pomiędzy wodami pełnymi ryb – czyż można sobie wymarzyć lepszy raj? Dodajmy – raj dla tych ptaków, bo kto wkroczy do kolonii, na co zresztą potrzeba specjalnej zgody, bo jest ona rezerwatem, dozna raczej wrażenia, że znalazł się w piekle. Kormorany gniazdują gromadnie, a ich gniazda to pokaźne kupy gałęzi, zaczepione wysoko na  drzewach.   Te drzewa są w kolonii tak oblepione odchodami, jakby je ktoś otynkował, a w tych warunkach dość szybko usychają. Stoją więc martwe niczym wielkie, pobielone gnaty. Wokół wrzask ptaków, fetor ryb i odchodów. Na ziemi nieprzebyte gąszcze zielska, bujnie krzewiącego się dzięki nieprawdopodobnie obfitemu nawożeniu. Apokaliptyczna wizja – powie wrażliwiec. Samo sedno życia – powie biolog.

Ornitolog z Uniwersytetu Gdańskiego dr Michał Goc od lat prowadzący w tym osobliwym miejscu badania twierdzi, że lepiej nie wkraczać tu w porze gniazdowania ptaków bez parasola, bo spadnie na nas deszcz odchodów, a do tego jeszcze wątpliwy poczęstunek w postaci nadtrawionej ryby. Ale właśnie to, co spada tutaj na ziemię, między zielsko, było szczególnym przedmiotem jego zainteresowania.

Inni się też pożywią

Kolonia liczy dziś ponad 11 tysięcy gniazd. Dorosłe kormorany przynoszą w ciągu sezonu swym młodym po kilka kg ryb dziennie. Cała kolonia pochłania ich łącznie wiele ton na sezon. Część z nich, zgubiona, pada na ziemię lub zostaje wypluta przez przestraszone czymś nagle młode ptaki. Reszta spada na ziemię w postaci odchodów. I nie tylko.

Michał Goc podnosi spomiędzy kęp zielska jakąś jasną, rozsypującą się w rękach bryłkę. Z bliska widać, że złożoną z nieomal zmielonych kostek i ości. To wypluwka, zwracana przez ptaki dla wyzbycia się niestrawnych resztek ryb. Na ziemię spadają też młode ptaki, które wypadły z chybotliwych gniazd, tkwiących na suchych kikutach drzew, lub nie zdały pierwszego egzaminu z latania. Nikt już nimi się nie zajmie. Ale ich szczątkami – owszem...

Zamontowana dyskretnie kamera na podczerwień pokazała, że w tym mało dla nas ponętnym miejscu kręci się cała plejada rozmaitych konsumentów. Co rusz pojawiają się czaple, orły bieliki i szereg innych ptaków, lisy, borsuki, dziki, sarny. Wśród szczątków i bez żadnej kamery widać roje owadów.

Nawożenie drogą ptasią

Na miejscu dawnego rozkwita więc nowe życie. Gdy drzewa z gniazdami ostatecznie usychają i rozsypują się w chrust, nie przejęte tym ptaszyska zajmują sobie kolejne, jeszcze żywe. A na miejscu dawnych drzew wyrastają nowe, tyle że inne. Tu jak w soczewce widać, jak zasobność wód może wzbogacić życie na lądzie.

Dawny bór sosnowy, rosnącym na ubogim siedlisku nadmorskich wydm, z czasem ustąpi zielonemu buszowi, a ten lasowi, być może bujniejszemu, niż  nadmorski bór. Tyle że nie będzie to zapewne taki las, jakiego pragnęliby leśnicy. By mogli na pozostałym po kormoranach pobojowisku taki las w miarę szybko wyhodować, musieliby ponieść spore koszty na rekultywację. Ale przyroda zapewne ukaże tu nowe oblicze. Za sprawą przyspieszonego nawożenia z morza. Nawożącymi są właśnie kormorany.

Nie uspokoi to rybaków, bo co im z tego, że ryba zostaje przez przyrodę wbudowana w las. Badacze wskazują wprawdzie, że większość z owych tysięcy ton ryb, zjadanych rocznie przez tutejszą społeczność kormoranów, to mało wartościowe gatunki. Wśród nich – zawleczona kiedyś do Zatoki Gdańskiej babka bycza. No, ale sama myśl o kilku tonach zjedzonych zapewne przez te ptaki sandaczy czy śledzi tez wywołuje wrażenie i robi kormoranom złą prasę. Jeżeli jednak tych zjadanych przez a zjada dziennie ok. pół kilograma ryb pomnożyć przez jakichś 30 tys. ptasich żołądków..

Stąd żądania, by je gonić precz, a kolonię przetrzebić, np. przez smarowanie olejem złożonych przez ptaki jaj, bo nic się z nich wtedy nie wykluje. Przynosi to jednak tylko doraźny skutek. Konflikt kormorany-rybacy będzie zapewne trwał, póki i rybacy, i kormorany będą łowić ryby. A nadwodna przyroda zrobi swoje i tylko z pozycji naszych gospodarczych, na ogół doraźnych racji można uznać to za spustoszenie.

Tomasz Kłosowski

Sfinansowano ze środków Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej

Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Kultura
Laury dla laureatek Nobla
Kultura
Nie żyje Stanisław Tym, świat bez niego będzie smutniejszy
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Żegnają Stanisława Tyma. "Najlepszy prezes naszego klubu"