KONKURS: Wygraj płyty z tekstami Osieckiej i Młynarskiego

11 płyt przypomina, że kiedyś Agnieszka Osiecka i Wojciech Młynarski byli najważniejszymi polskimi twórcami - pisze Jacek Marczyński. Dla naszych czytelników mamy pięć zestawów płyt.

Aktualizacja: 12.11.2014 11:44 Publikacja: 11.11.2014 19:46

Agnieszka Osiecka, zdjęcie z 1991 r.

Agnieszka Osiecka, zdjęcie z 1991 r.

Foto: Rzeczpospolita, Michał Sadowski MS Michał Sadowski

Należą do tego samego pokolenia, ona – o pięć lat starsza – zaczynała w Studenckim Teatrze Satyryków, on w uniwersyteckim klubie Hybrydy. Takie to były czasy, że krytycznie o rzeczywistości można było mówić w studenckim getcie, z którym nie miała styczności zdrowa część socjalistycznego społeczeństwa. Ale już kilka lat później za sprawą festiwali piosenki w Opolu Osiecką i Młynarskiego poznała cała Polska.

W 1963 roku na pierwszym festiwalu jedną z dwóch głównych nagród zdobyła Agnieszka Osiecka za „Piosenkę o okularnikach". Rok później wygrał Wojciech Młynarski („Z kim tak ci będzie źle jak ze mną"), ale Osiecka także wyjechała z nagrodą za piękną balladę z muzyką Krzysztofa Komedy „Nim wstanie dzień". Rok 1965 przyniósł absolutny triumf Młynarskiego, który sam ze sobą podzielił się główną nagrodą za „Światowe życie" i „Polskie życie".

KONKURS

Dla naszych czytelników mamy pięć zestawów płyt

Aby je wygrać, wyślij w środę (12 listopada) esemes o treści ZW.01.Imię Nazwisko + ADRES WYSYŁKI na nr 71601 (cena 1 zł plus VAT - 1,23 zł).

Wygrywa co drugi esemes nadesłany na dany kod w godz. 13.00 - 15.00 w dniu 12 listopada do momentu wyczerpania puli nagród (album wyślemy na wskazany w esemesie adres, informacja o wygranej znajdzie się w esemesie zwrotnym).

Tak rozpoczęły się długie lata dominacji obojga autorów tekstów na opolskiej imprezie. Aby zrozumieć, kim się wówczas stali, trzeba pamiętać o znaczeniu tego festiwalu. W latach 60. i 70. był on czymś znacznie więcej niż dzisiaj, sprowadzony do wymiaru telewizyjnego show. Opolski amfiteatr decydował, kto jest gwiazdą i co ma śpiewać cała Polska. Nieobecni mogli jedynie wegetować na prowincjonalnych estradach.

O teksty Osieckiej i Młynarskiego zabiegali więc wszyscy piosenkarze i śpiewający aktorzy. Skromna część ich ogromnego dorobku ukazała się właśnie na dwóch zestawach płyt. Formalnie są to reedycje, ale wydawnictw opublikowanych kilkanaście lat temu, które od dawna są nie do zdobycia. Na dodatek to, co otrzymujemy, różni się (w przypadku Agnieszki Osieckiej w sposób nawet znaczący) od pierwszych wydań.

W pięciopłytowym zestawie Wojciecha Młynarskiego dwa pierwsze krążki poświęcone są jego autorskim wykonaniom tekstów lirycznych i tzw. śpiewanych felietonów. Dwa kolejne to zestaw przebojów pisanych dla innych wykonawców – Skaldów, Alicji Majewskiej, Edyty Geppert czy Ewy Bem. Piąta płyta to piosenka aktorska, tu na czele znakomitej stawki wykonawców króluje Wiesław Gołas z zawołaniem „W Polskę idziemy". W 1971 roku to był niesłychanie drapieżny tekst.

Utwory na „Pięć oceanów" wybrała sama Agnieszka Osiecka kilka miesięcy przed śmiercią w 1997 roku. Premiery już nie doczekała. Na obecnym wznowieniu nie ma piosenek śpiewanych przez ważnego dla autorki partnera – Seweryna Krajewskiego, który uznał, że powinny one spocząć w archiwum. Zastąpiono je interpretacjami innych artystów.

Najważniejsze jest to, że Agata Passent postanowiła dodać płytę szóstą, by pokazać młodych wykonawców biorących udział w dorocznych konkursach organizowanych przez Fundację Okularnicy im. Agnieszki Osieckiej.

Te płyty prowokują do odpowiedzi, co pozostało z dorobku obojga artystów. Osiecka nie żyje od 17 lat, Młynarski wycofał się z estrady. Oboje zresztą nie bardzo mogli się odnaleźć w nowej rzeczywistości po przełomie 1989 roku, kiedy to sukces odnosili ci, którzy potrafili iść do przodu i sprzedawać własną prywatność.

W ostatnich latach życia Osiecka schroniła się w Teatrze Atelier w Sopocie. Z kolei Młynarski, który zawsze potrafił celnie komentować rzeczywistość, znajdował dla siebie wiele tematów w nowej Polsce. Świadczy o tym choćby „Gruz" („Gruz do wywózki jest, kochani, gruz zaległ polski mózg i ziemię i raczej woźmy go na taczkach, miast ciskać w siebie odpryskami, które zostały po systemie").

Młynarski nie miał już jednak tak chętnych słuchaczy jak dawniej. Dla jednych był zbyt inteligentny, dla innych zbyt subtelny w swym wyśmiewaniu nowej rzeczywistości.

W nowej epoce bez cenzury, która zmuszała autora do prowadzenia swoistej gry w aluzje, teksty Młynarskiego stawały się wręcz wierszowaną publicystyką. I stanowią dowód, że zbytnia dosłowność szkodzi piosence. Od „Gruzu" wciąż większą popularnością cieszą się przecież dawniejsze hasła Młynarskiego: „Przyjdzie walec i wyrówna" lub „Co by tu jeszcze spieprzyć, panowie". W założeniu autora obnażały one absurdy PRL, po latach ujawniły ponadczasową, uniwersalną wartość.

Agnieszka Osiecka była przede wszystkim autorką liryczną. Szarą rzeczywistość opisywała w tekstach dla STS-u (dramatyczni, wstrząsający „Kochankowie z ulicy Kamiennej"), potem z rzadka decydowała się na poetycką aluzję w rodzaju „Ci odlatują, ci zostają" o emigracji w 1968 roku w przeboju „W żółtych płomieniach liści".

Pisała głównie o miłości, spotkaniach i rozstaniach, tęsknotach i marzeniach. Te tematy nie podlegają dezaktualizacji, w każdej epoce i w każdym systemie żyją „kobieta po przejściach, mężczyzna z przeszłością" z tekstu „Czy te oczy mogą kłamać", nawet jeśli  pojawiający się tam radziecki szampan przestał być synonimem luksusu. Teksty Osieckiej znakomicie czują kolejne generacje wykonawców i jeśli doda się nowoczesną aranżację dawnej melodii, brzmią, jakby powstały teraz.

Wszystkie cytowane powyżej piosenki oraz znacznie, znacznie więcej znajdziemy w wydanych zestawach Osieckiej i Młynarskiego. Warto ich posłuchać także dlatego, by poznać, jak powinna być skonstruowana dobra piosenka, która w lekkiej formie podaje ważne treści, a przy tym od razu zapada w pamięć.

Bardzo nam dzisiaj brakuje autorów dysponujących takim warsztatem i umiejętnością łączenia słów w rymy. „Nie poradzisz nic, ja kocham pic, a prosty widz – to nie ja" – śpiewa Maryla Rodowicz. Trzy krótkie linijki tekstu wystarczyły Osieckiej, by zabawnie charakteryzować bohaterkę piosenki „Nie ma jak pompa".

Należą do tego samego pokolenia, ona – o pięć lat starsza – zaczynała w Studenckim Teatrze Satyryków, on w uniwersyteckim klubie Hybrydy. Takie to były czasy, że krytycznie o rzeczywistości można było mówić w studenckim getcie, z którym nie miała styczności zdrowa część socjalistycznego społeczeństwa. Ale już kilka lat później za sprawą festiwali piosenki w Opolu Osiecką i Młynarskiego poznała cała Polska.

Pozostało 92% artykułu
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Muzeum otwarte - muzeum zamknięte, czyli trudne życie MSN
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kultura
Program kulturalny polskiej prezydencji w Radzie UE 2025
Kultura
Arcydzieła z muzeum w Kijowie po raz pierwszy w Polsce
Kultura
Podcast „Komisja Kultury”: Seriale roku, rok seriali
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kultura
Laury dla laureatek Nobla