Melody Gardot wystąpiła pierwszy raz w tej sali na Jazz Fest Wien 2010, kiedy była jeszcze mało znaną artystką. Ale i wtedy i w ostatni sobotni wieczór przyciągnęła komplet publiczności. Opera udostępniła w ostatniej chwili wejściówki na stojące miejsca po 16,50 euro, więc turyści, których w Wiedniu zawsze są tysiące, mogli skorzystać z tej okazji.
- Jestem szczęśliwa, że znowu mogę zaśpiewać w tej pięknej sali – przywitała wiedeńską publiczność Melody Gardot. I dziękuję, że przyjęliście mnie tak życzliwie pięć lat temu.
Koncert rozpoczęła od piosenki „She Don't Know" z najnowszego albumu „Currency of Man", który w Ameryce jest najpopularniejszą płytą jazzową. Jednak amerykańska wokalistka, kompozytorka i autorka tekstów z upodobaniem miesza style, a właściwie stworzyła własny. Jej koncerty mają dynamiczną dramaturgię, są perfekcyjnie zaaranżowane muzycznie i wizualnie. Nowością jest sekcja instrumentów dętych, nie tak liczna jak na płycie, ale dwóch saksofonistów i trębacz nadali wystarczająco potężne brzmienie towarzyszącemu jej zespołowi. Zaś w starszych piosenkach, występowali w roli solistów.
Wiedeńska Opera okazała się doskonałą sceną, by nawiązać intymny kontakt z publicznością, choć nie w każdym miejscu kameralnej sali było słychać jednakowo dobrze. Uprzywilejowane są pod tym względem stojące miejsca dla prasy, na wprost sceny. Ewenement godny polecenia, bo skoro wchodzisz na koncert służbowo i za darmo, to stoisz ale słuchasz i oglądasz z uwagą z najlepszego miejsca sali.
W drugim utworze „Same To You" sięgnęła po gitarę i większą część koncertu akompaniowała sobie właśnie na tym instrumencie.