70-letni Lemmy, lider i basista zespołu, mógłby się już dawno udać na muzyczną emeryturę. Prochu już z pewnością nie wymyśli, lepszych albumów jak te z przełomu lat 70. i 80. – „Ace of Spades", „Overkill" i „Bomber" – fanom nie da.
Lemmy gra jednak tak jak dawniej i zapewne należy do muzyków, których największym marzeniem jest zakończyć żywot na scenie.
Jednym z pomysłów na takie zakończenie kariery było z pewnością nagranie kolejnego, 22. już w karierze zespołu, albumu. Kilka piosenek z tej płyty Motorhead zaprezentował podczas tegorocznego wakacyjnego koncertu na Torwarze.
Wielu speców z branży prorokowało, że trio nie zbierze u nas sześciu tysięcy fanów. A jednak im większa muzyczna popelina króluje na antenie radiowej, tym bardziej młodzi ludzie spragnieni są spotkania z żywą legendą i wysłuchania klasycznych rockandrollowych evergreenów.
Evergreenem jest sam Lemmy. Naukę gry na gitarze rozpoczął po obejrzeniu koncertu The Beatles w liverpoolskim klubie The Cavern. Pod koniec lat 60. był koncertowym menedżerem Jimiego Hendriksa oraz grupy Nice, której lider Keith Emerson stworzył później trio Emerson, Lake and Palmer.