Rok po otwarciu nowoczesnej siedziby Opera na Zamku konsekwentnie buduje pozycję kolejnymi premierami. Po „Obrocie śruby" Brittena, który stał się wydarzeniem w Polsce, przyszła kolej na poczciwą klasykę.
„Carmen" Bizeta została jednak podana w niestandardowy sposób. W przedstawieniu wyreżyserowanym przez Ewelinę Pietrowiak robotnice z fabryki cygar w Sewilli przemieniły się w pracownice korporacji, które na papierosa muszą wyjść przed biurowiec, bo przecież w jego pomieszczeniach nie wolno palić.
Don Jose nie będzie przemycać przez granicę towarów, lecz uchodźców z krajów arabskich. Zmiana nastąpiła i w postaci toreadora Escamilia, bo Hiszpania przestała szczycić się korridą. Zdecydowanie bardziej atrakcyjne dla świata są dziś jej drużyny piłkarskie. Escamilio nosi więc koszulkę z numerem 7, a kibice na jego widok wymachują szalikami w hiszpańskich barwach.
Bogusław Kaczyński, który zaciekle bronił teatru operowego w tradycyjnym kształcie, oburzyłby się na tę „Carmen". Sądząc po reakcji premierowej szczecińskiej publiczności, ona spektakl zaakceptowała. Propozycja Eweliny Pietrowiak jest bowiem zgrabnym przebraniem klasyki we współczesny kostium.
Widz łatwiej zaś zrozumie, co Carmen robi w skalistych górach, gdy zobaczy wojennych uciekinierów. Słynna aria toreadora nie traci sensu, bo zmagania z bykiem można potraktować jako symbol piłkarskiego pojedynku.