Bohaterowie „Olgi” Jorge’a Antunesa to: Luis Carlos Prestes brazylijski bojownik pragnący obalić w ojczyźnie autorytarną władzę zapatrzoną w reżim hitlerowski, a tytułowa Olga Benario była niemiecką komunistką o żydowskich korzeniach. Międzynarodówka, działająca w Moskwie, przydzieliła ją do pomocy Prestesowi, gdy udał się do Brazylii, by wywołać rewolucję.
Jest też w ich losach wątek prawdziwie operowy. Zmierzając do Brazylii, zakochali się w sobie. Mamy więc częsty w operach konflikt uczuć i idei wymagających poświęcenia, miłość, która musi się zakończyć tragicznie. Oboje zostali aresztowani, Olgę deportowano do Niemiec, gdzie zginęła w obozie koncentracyjnym. Urodzoną w więzieniu córkę udało się uratować.
Tragiczne losy bohaterów zostały nakreślone jednak bardzo pobieżnie. Potrafią wzruszyć tylko w przedśmiertnym monologu Olgi – kobiety, a nie fanatycznej komunistki. Wcześniej na scenie mamy tłum plakatowo nakreślonych postaci toczących ideowe dyskusje. Nawet dobrzy wykonawcy nie są w stanie ich ożywić.
Widz pamiętający czasy PRL przeżyje wycieczkę w przeszłość, gdy karmiony był frazesami o wyzysku klasy robotniczej i bezwzględności obszarników. Młodszy zobaczy świat, w który trudno mu będzie uwierzyć.
„Oldze” nie pomógł reżyser Romuald Wicza-Pokojski. Opera ma strukturę niemal filmową, składa się z wielu scen. Próba ich realistycznego ukazania nie sprawdziła się, przydałoby się więcej umowności, symbolu, takiego choćby jak w najlepszym obrazie biurokratycznej machiny Międzynarodówki – na którego tle głoszone hasła brzmią tym bardziej groźnie.