Jeszcze niedawno o Jonasie Kaufmannie pisało się mnożąc superlatywy, bo to największy obecnie operowy gwiazdor i najpopularniejszy tenor, który i w Polsce ma licznych fanów, choć nigdy u nas nie zaśpiewał. 46-letni niemiecki artysta jest obecnie u szczytu kariery i możliwości.
Gdy jednak wydawało się, że nie boi się żadnych artystycznych wyzwań, coś w tej karierze się załamało. Od kilku miesięcy zaczął bowiem odwoływać niektóre występy.
W listopadzie zrezygnował z całego cyklu spektakli „Opowieści Hofmanna" w Paryżu i z koncertu w Madrycie. Wydał też oświadczenie, w którym napisał, że sądził, iż dopadła go infekcja, ale diagnoza lekarzy była inna.
Na jego wiązadłach pojawił się krwiak i dopóki nie zostanie zlikwidowany, Jonas Kaufmann musi pauzować, za co artysta przeprasza swoją publiczność. To ostatnie zdanie jest o tyle ważne, że należy on do tych śpiewaków, za którym krążą wierni widzowie. Zdobycie więc biletów na spektakl z jego udziałem lub koncert często graniczy wręcz z cudem. Trzeba więc teraz jakoś załagodzić rozczarowanie tych, którym ostatnio ta sztuka się udała.
Kaufmann jest dobrej myśli, jak dotąd nie odwołał prestiżowych (i dobrze płatnych) koncertów w Japonii zaplanowanych na koniec listopada. Mając jednak w pamięci podobne perturbacje zdrowotne w minionej dekadzie innego rozchwytywanego tenora – Rolando Villazona, należy problem traktować z powagą. W przypadku tego Meksykanina, który w pewnym momencie sławą dorównywał gwiazdom muzyki pop, podobna kuracja trwała znacznie dłużej. A potem okazało się, że Villazon już nie powrócił do dawnej formy wokalnej.