Uliczne manifestacje stają się modne. Mimo ryzyka zakażeń, zatrzymań i konfrontacji z narodowcami w całej Polsce dochodzi do protestów. Wielotysięczne manifestacje zostały zapoczątkowane przez zmiany w prawie aborcyjnym. Nawet katolicy sprzeciwiają się przymusowi rodzenia nieuleczalnie chorych dzieci, skazanych po porodzie na śmierć, co dobrze obrazuje rozsądne stanowisko Jarosława Gowina: „Prawo nie może zmuszać kobiet do heroizmu". Dlaczego strajki okazały się sukcesem?
Bunt podnieśli zwyczajni Polacy, którzy władzy mówią: „Wypier...!", a opozycji: „Nie wpie... się!". Łatwo to zweryfikować. Wystarczy pójść na protesty i obejrzeć je z boku lub porozmawiać z kimś, kto w nich uczestniczy. O protestach KOD politycy PiS mówili, że protestują „komuniści i złodzieje". Wytykano manifestantom podeszły wiek, zwracając uwagę, że to starzy wyborcy PO i lewicy nie pogodzili się ze zwycięstwem PiS. Teraz protestują młodzi ludzie, których nie sposób przypiąć do którejkolwiek opcji. To nie są odbiorcy tradycyjnych mainstreamowych mediów, ale ludzie, którzy czerpią wiedzę z mediów społecznościowych i tam się organizują.
Polacy już nie odczuwają wdzięczności za 500+, obniżenie wieku emerytalnego i programy socjalne. Dzisiaj są sfrustrowani nieudolnością i opresyjnością władzy. Nie ma wystarczającej liczby respiratorów, ochrona zdrowia jest na skraju wydolności, kolejne branże zawodowe są zaskakiwane lockdownem z dnia na dzień, społeczność LGBT jest zwalczana, a edukacja dostała nietolerancyjnego i antypatycznego ministra Czarnka. To suma wszystkich wkurzeń na PiS wyprowadza ludzi na ulicę, a nie tylko kwestia aborcji.
A to dopiero początek problemów PiS. Za chwilę strajkować będą kolejne grupy zawodowe, a w społeczeństwie będzie narastać wściekłość spowodowana zamknięciem kraju i niepewnością. Sytuacja wymyka się władzy spod kontroli. W samym rządzie jest spór, czy wprowadzić twardy ogólnopolski lockdown czy punktowy.
Próba przeczekania protestów to płonne nadzieje PiS, bo wściekłość ludzi będzie rosnąć również przez kolejne obostrzenia, które odbiją się na sytuacji bytowej Polaków. Złość na rząd będzie odreagowywana na ulicy. Tak też było, kiedy PiS był w opozycji. Jednak problemy niebezpiecznie się piętrzą.