Uri Brodski został wprowadzony na salę Sądu Okręgowego w Warszawie przez sześciu uzbrojonych i zamaskowanych policjantów. Mężczyzna, skuty kajdankami, narzucił na głowę kurtkę, aby nikt nie mógł dostrzec jego twarzy. Podczas ogłaszania wyroku, na które wpuszczono dziennikarzy, miał na głowie kaptur.
[srodtytul]Sąd stawia warunek[/srodtytul]
Sąd uznał, że Brodski – domniemany agent Mossadu ścigany na wniosek Berlina europejskim nakazem aresztowania (ENA) – może zostać wydany Niemcom. Jednak Brodski nie będzie mógł być sądzony za szpiegostwo, a jedynie za „przestępstwo pospolite”: sfałszowanie dokumentów. Niemiecki wniosek został więc uwzględniony tylko częściowo.
Sędzia Tomasz Całkiewicz uznał, że nie można wydać ENA za „przestępstwo popełnione z przyczyn politycznych i bez użycia przemocy”. Podkreślił też, że nie została spełniona zasada wzajemności, która jest warunkiem wydania kogoś obcemu krajowi. Zgodnie z polskim prawem szpiegowanie na rzecz obcego wywiadu na terenie Niemiec nie jest przestępstwem, tak jak w Niemczech przestępstwem nie jest szpiegowanie w Polsce.
Wyrok nie oznacza, że Brodski zostanie natychmiast wydany Niemcom. Ma trzy dni na odwołanie. Najpierw uzasadnienie decyzji musi mu jednak zostać dostarczone na piśmie po hebrajsku. – Gdy będziemy mieli uzasadnienie, zastanowimy się, czy składać zażalenie – powiedział „Rz” adwokat Krzysztof Stępiński.