Reklama
Rozwiń
Reklama

Blue-taxi po policyjnej imprezie

Funkcjonariusz zostawił magazyn broni pod Warszawą, aby rozwieźć do domu pijanych przełożonych

Aktualizacja: 24.03.2011 03:24 Publikacja: 24.03.2011 01:49

Policyjny radiowóz

Policyjny radiowóz

Foto: Fotorzepa, MW Michał Walczak

W policji trwa w tej sprawie wewnętrzne śledztwo. Stanowisko stracił już zastępca naczelnika Wydziału Doskonalenia Zawodowego Komendy Stołecznej Policji.

4 marca funkcjonariusze z tego wydziału bawili się na imprezie karnawałowej w restauracji w Górze Kalwarii.

– Około północy, kiedy biesiadnicy wypili już trochę alkoholu i mieli dość skocznych tańców, dwójka asów policji postanowiła zadbać o powrót do domu uczestników zabawy – opowiada „Rz" policjant.

Nasz informator twierdzi, że dwaj oficerowie: Jacek T., zastępca naczelnika wydziału, i Marek G., koordynator służby dyżurnej, kilka razy dzwonili do siedziby wydziału i wydali polecenie, aby przyjechał policjant i odwiózł ich do domów.

Stołeczny wydział doskonalenia zawodowego mieści się w lesie we wsi Tomice koło Piaseczna. Jest tam kilka budynków, w których odbywają się szkolenia, strzelnica oraz magazyn broni. – Na stanie mamy amunicję oraz m.in. karabinki automatyczne Kałasznikow – mówi stołeczny policjant.

Reklama
Reklama

Dyżurny funkcjonariusz z Tomic opuścił posterunek i prywatnym samochodem zastępcy naczelnika przyjechał do restauracji. Nie ma pewności, czy kogoś odwiózł do domu. Z naszych informacji wynika, że tak się stało, choć oficerowie oficjalnie zaprzeczają.

Podinsp. Marek G.: – Tylko poprosiłem, żeby przyjechał i podstawił mi samochód. Potem powiedziałem, by wracał.

Podinsp. Jacek T.: – Nigdzie nie dzwoniłem. Do domu wróciłem prywatnym samochodem.

T. nie wyjaśnił „Rz", czy ktoś go odwiózł, czy sam kierował samochodem. Nie wiadomo, czy osoba, która siedziała za kierownicą, była trzeźwa. – Nie chcę komentować sprawy, gdy trwa postępowanie wyjaśniające – ucina Jacek T.

– Popełniłem błąd, ale policjant mógł odmówić przyjazdu – przyznaje Marek G. – Zresztą w ośrodku został jeden policjant.

O nocnej eskapadzie wartownika dowiedziała się szefowa wydziału i poinformowała o niej komendanta stołecznego policji Adama Mularza.

Reklama
Reklama

– 7 marca komendant zlecił przeprowadzenie czynności wyjaśniających w tej sprawie. Postępowanie trwa – mówi Maciej Karczyński, rzecznik komendanta stołecznego.

Podinsp. Jacek T. stracił stanowisko zastępcy szefa wydziału. Wraz z Markiem G. został przeniesiony do innej pracy w Komendzie Stołecznej. – Znajdują się w dyspozycji komendanta stołecznego – dodaje rzecznik. Pierwszy pracuje teraz w Wydziale Prewencji, a drugi w Wydziale Postępowań Administracyjnych KSP.

– Ci panowie potraktowali podwładnych jak darmowych szoferów na posyłki – oburza się nasz informator z policji.

Zdaniem gen. Eugeniusza Szczerbaka, byłego zastępcy komendanta głównego policji, a obecnie wykładowcy Krakowskiej Akademii, winna w takich sytuacjach nie jest sama policja, tylko ludzie, którzy w niej pracują. – Nie wyciągają wniosków z tego, co się stało. Zawsze uważałem, że jeśli kogoś stać na alkohol, to powinno być go też stać na taksówkę – podkreśla gen. Szczerbak.

W policji trwa w tej sprawie wewnętrzne śledztwo. Stanowisko stracił już zastępca naczelnika Wydziału Doskonalenia Zawodowego Komendy Stołecznej Policji.

4 marca funkcjonariusze z tego wydziału bawili się na imprezie karnawałowej w restauracji w Górze Kalwarii.

Pozostało jeszcze 91% artykułu
Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Materiał Promocyjny
Aneta Grzegorzewska, Gedeon Richter: Leki generyczne też mogą być innowacyjne
Kraj
Bilety na pociąg wyraźnie tańsze. „Stosujemy większą pulę promocyjną”
Kraj
Spada przeciętne wynagrodzenie, maleje bezrobocie. Rynek pracy w Warszawie
Kraj
Rewolucja na Lotnisku Chopina. Szybciej przez bramki bezpieczeństwa
Materiał Promocyjny
Raport o polskim rynku dostaw poza domem
Kraj
Najwyższy czas na układy zbiorowe
Materiał Promocyjny
Manager w erze AI – strategia, narzędzia, kompetencje AI
Reklama
Reklama