W piątek zaprzysiężenie nowego gabinetu, a Donald Tusk wciąż jeszcze prowadzi rozmowy z kandydatami. Mają trwać także w środę. Otoczenie szefa rządu wciąż szuka kobiet, które mogłyby kierować resortami. Tusk chciałby obsadzić paniami pięć ministerstw. – Premier bardzo dba, by płeć piękna była dobrze reprezentowana w rządzie – mówi Tomasz Tomczykiewicz, były szef Klubu PO.
Zdaniem politologa obawia się, że zbyt mała liczba kobiet-ministrów spotka się z zarzutami środowisk feministycznych.
– Tusk chce uniknąć zarzutów o szowinizm w polityce, o stwarzanie szklanego sufitu ambitnym kobietom – mówi dr Jarosław Flis, politolog z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
W dotychczasowym składzie na 17 ministerstw pięcioma kierowały kobiety. Ale już wiadomo, że Ewa Kopacz, Katarzyna Hall i Jolanta Fedak w nowym rządzie nie zasiądą.
– Dlatego jest presja, by szukać nowych kandydatek, ale nie wiem, czy uzbieramy piątkę, bo skąd te kobiety brać – denerwuje się polityk z otoczenia premiera.