Opozycja twierdzi, że straż jest wykorzystywana politycznie. – To metody jak u Łukaszenki – uważa Maciej Wąsik, szef PiS w Radzie Warszawy.
Dariusz Lasocki, radny PiS z warszawskiej dzielnicy Praga-Południe opowiedział nam, jak to straż miejska poszła do pana O. Ten chciał dopisać się do rejestrów wyborczych, by zagłosować 13 października w referendum w sprawie odwołania prezydent Hanny Gronkiewicz-Waltz. W stolicy mieszka i pracuje oraz tu płaci podatki. – Nie dość, że wymagano od niego szeregu różnych dokumentów, to jeszcze nasłano na niego straż miejską, która pytała sąsiadów, czy go znają – opowiada radny.
A że sąsiadom O. nie był znany, straż zaś go nie zastała, bo był akurat w pracy, sporządziła niekorzystną dla niego notatkę. M.in. na jej podstawie urzędnicy odmówili mężczyźnie wpisania do rejestru.
– Dlaczego niezameldowany mieszkaniec ma udowadniać, że ma stałe związki z miastem? Ten podział mieszkańców na prawdziwych warszawiaków i resztę jest chory – mówi radny.
Okazuje się, że straż miejska była nie tylko u pana O., ale też w dwóch innych domach. Dlaczego? – Wpłynęły do nas wnioski z delegatur biura administracji i spraw obywatelskich w sprawie niedopełnienia obowiązku meldunkowego. Sprawdzaliśmy to, rozmawiając z administracją czy sąsiadami – mówi Monika Niżniak, rzeczniczka straży. Potem sporządzono notatki, które trafiły do urzędu.