Choć oficjalnie w PO wszyscy twierdzą, że Hanna Gronkiewicz-Waltz nie zostanie odwołana w niedzielnym referendum, działacze po cichu zastanawiają się, kto mógłby w razie jej porażki zostać komisarzem Warszawy.
Problem? Poważny
Wcześniej mówiło się o kandydaturze Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, jednak pomysł upadł. Niepopularne decyzje, jak podwyżka cen biletów, zmniejszenie środków na komunikację miejską czy 19,50 zł za wywóz śmieci firmowała Rada Warszawy, gdzie większość mają właśnie radni PO. Posłanka Kidawa-Błońska była szefem partii w tym czasie, więc opozycja może ją winić za porażki miasta na równi z Gronkiewicz-Waltz. W kampanii wyborczej Platforma mogłaby przez to stracić kilka, a nawet kilkanaście procent głosów.
Zastanawiano się również nad wiceprezydentami. Jednak Jacek Wojciechowicz, nadzorujący inwestycje i komunikację, może być atakowany za przedłużającą się budowę metra i komunikacyjne cięcia, które były jedną z bezpośrednich przyczyn stołecznego referendum. Najlepszym kandydatem wydawałby się tu wiceprezydent Michał Olszewski, jednak jest on uważany za fachowca, a nie działacza partyjnego. Oddanie mu władzy prezydenta miasta mogłoby się równać utracie przez partię wpływu na Warszawę. Jarosław Dąbrowski nie ma na tyle silnej pozycji, by jego kandydatura mogła być rozważana poważnie, a Włodzimierz Paszyński został nominowany na stanowisko zastępcy prezydenta przez lewicę.
– Problem jest i to poważny – przyznaje jeden z wysoko postawionych działaczy partii. – Trzeba też pamiętać, że wiceprezydenci są obwiniani o obecny stan rzeczy nawet bardziej niż Gronkiewicz-Waltz.
Zastanawiano się też nad przesunięciem do stolicy któregoś z ministrów. Nie byłaby to degradacja, gdyż – jak zapewniają działacze Platformy – Warszawa jest bardziej prestiżowa niż niejeden resort. Proponowano m.in. kandydaturę ministra administracji Michała Boniego, który nadzoruje samorząd i zna jego specyfikę. Problem polega na tym, że minister nie jest zainteresowany prezydenturą, tylko europarlamentem, co oznacza, że za rok trzeba byłoby szukać kolejnego kandydata. A ten – startując z tego poziomu co opozycja – mógłby mieć problem z wygraniem wyborów.