Po tym, jak Jarosław Kaczyński nie przyszedł na poniedziałkowe posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego, prezydent Komorowski zaprosił go na spotkanie, by omówić przebieg i ustalenia, do których doszło podczas RBN. Prezes PiS zaproponował, że zamiast niego na spotkanie przyjdzie jeden z wiceprezesów partii, Adam Lipiński. Prezydent zgodził się na to.
- Prezydent jest ponad małość prezesa. Marzy mi się, żebyśmy w Polsce w najważniejszych sprawach byli razem. Bez fochów, much w nosie - skomentował to doradca Komorowskiego Tomasz Nałęcz. Dodał, że uważa zachowanie szefa PiS za skandaliczne.
- Wysłanie wiceprzewodniczącego PiS na spotkanie jest niepoważne. Nie wyobrażam sobie, żeby np. w dwudziestoleciu międzywojennym prezydent zaprosił polityka, a ten powiedział "nie". Bo prezydent nie jest godny rozmowy ze mną. Ja, wielki polityk, mam iść do prezydenta? Taki polityk byłby skończony. Nie tylko w międzywojniu, ale w każdym normalnym kraju - powiedział Nałęcz.
Prezydencki minister ocenił, że lider opozycji "stawia interes partyjny ponad interes państwa". Przypomniał również, że kiedy prezydentem był Lech Kaczyński, mimo silnych konfliktów nikt nie bojkotował wówczas posiedzeń Rady.
- W latach prezydentury Lecha Kaczyńskiego lider żadnej z partii nie odmawiał spotkania z głową państwa w ważnej dla Polski sprawie. A jasne jest, że premier Donald Tusk i prezydent Kaczyński podstawiali sobie nogi. PiS nazwał takie zachowanie "przemysłem pogardy". Jak więc nazwać to, co PiS robi wobec Bronisława Komorowskiego? - zapytał Nałęcz.