Reklama

Polska B jest dziś pod Warszawą. Rozmowa z Ryszardem Petru

Podkarpacie sobie radzi, a Mazowsze nie – mówi ekonomista Ryszard Petru

Aktualizacja: 03.12.2014 13:08 Publikacja: 03.12.2014 01:00

Ryszard Petru

Ryszard Petru

Foto: Fotorzepa/ Robert Gardziński

"Rzeczpospolita": Koalicja PO–PSL będzie rządziła w prawie wszystkich województwach przez kolejne cztery lata. Wyborcy utrzymali też wielu prezydentów z PO. Uważają, że miasta i województwa są dobrze rządzone przez dotychczasową ekipę?

Ryszard Petru, szef Towarzystwa Ekonomistów Polskich: W przypadku prezydentów dużych miast wyborcy kierowali się innymi kryteriami niż w przypadku sejmików wojewódzkich. Mieszkańcy miast oceniali sytuację i stawiali na zmianę lub kontynuację. Ryszard Grobelny przegrał walkę o Poznań, bo najwyraźniej miasto nie rozwijało się w takim tempie, jak życzyliby sobie tego poznaniacy.

Pozyskiwał za mało środków unijnych?

Duże miasta rozwijają się w tempie 10 proc. rocznie i nie jest to wcale zasługa środków unijnych, tylko całościowej strategii. Przypadek Wrocławia pokazuje, że nie środki unijne, lecz cała infrastruktura intelektualno-naukowa otwarta na przedsiębiorców jest kluczem do sukcesu. Przyciąga dobrych pracodawców, ci przyciągają dobrych studentów, a dobrzy studenci wymagają dobrych nauczycieli. I wszyscy oczekują lepszej komunikacji – w ten sposób miasto się rozwija. Powstaje efekt kuli śniegowej.

Podobnie jest w Katowicach. Były już prezydent Piotr Uszok nie zadłużał miasta po to, żeby pozyskiwać środki unijne. Przeciwnie, był bardzo ostrożny w wydawaniu pieniędzy. Natomiast miał strategię rozwoju, którą konsekwentnie realizował. Na początek rozpruł miasto, wybudował nowe arterie, a później postawił na nowe inwestycje. Dworzec został zmodernizowany ze środków publicznych, galeria handlowa została wybudowana ze środków prywatnych. I powstało nowe centrum miasta – bo wszystko to złożyło się w spójną całość.

Reklama
Reklama

Środki unijne w żadnym wypadku nie mogą być patentem na rozwiązywanie problemów miast. Nawet same mogą stać się problemem, bo na nowe inwestycje trzeba się zadłużyć, żeby pozyskać środki unijne, a potem jeszcze je utrzymać, jeżeli są nietrafione. Natomiast ważne jest, aby je tak wykorzystać, żeby dały podwaliny przyszłej przedsiębiorczości.

Środki unijne nie mogą być patentem na rozwiązywanie problemów miast. Nawet same mogą się stać problemem

Skoro mówi pan o efekcie kuli śniegowej, to w przypadku Wrocławia jakoś wolniej się ona toczy, skoro prezydent Rafał Dutkiewicz ledwo, ledwo wygrał wybory.

Nie wykluczam wariantu zmęczenia kontynuacją. A być może szwankowała też komunikacja z mieszkańcami. Ale kierunek rozwoju miasta nie jest kwestionowany.

W ostatni piątek byłem we Wrocławiu, aby poprzeć prezydenta Dutkiewicza. Nie słyszałem zasadniczych zastrzeżeń co do kierunku rozwoju miasta. Wcześniej poparłem też prezydent Łodzi Hannę Zdanowską, która wygrała wybory prezydenckie w pierwszej turze dlatego, że realizuje strategię mogącą w końcu dać temu miastu szansę dogonienia liderów. Mieszkańcy, jak widać, też w to uwierzyli.

Zdanowska podobnie jak Uszok na początek rozpruła miasto. Oczywiście, te działania nie przynoszą jeszcze efektów, ale widać, że jest to działanie spójne, stoi za tym przemyślana strategia. I ona jest w tym wiarygodna, a to jest klucz do sukcesu w wyborach na prezydenta miasta.

Reklama
Reklama

Poza tym trzeba się cały czas starać. Nie jest tak, że miasto osiągnie pewien poziom rozwoju i potem wszystko kręci się samo, a prezydent może spocząć na laurach.

W takim razie co pan powie o fenomenie Gdyni, w której prezydent wygrywa kolejne wybory w cuglach, a to miasto ma na koncie fatalną inwestycję w lotnisko, które nikomu nie jest potrzebne. Chyba tylko mieszkańcom do poprawy samopoczucia.

Jest w tym dużo racji. Ale prezydent Wojciech Szczurek sprawia wrażenie człowieka skromnego, a przy tym otwartego. Jest cały czas blisko ludzi. A więc w tym przypadku najwyraźniej odgrywają rolę inne względy niż ekonomiczne.

Pewne jest jednak, że można przejeść środki unijne albo wydać je tak, żeby zbudować podwaliny pod wzrost. Krótko mówiąc, przyciągnąć inwestorów. Takie działania widzę we Wrocławiu, ale też w Łodzi. Być może dlatego, że i Dutkiewicz, i Zdanowska byli przedsiębiorcami. Oni też są blisko ludzi, bo twardo stąpają po ziemi.

Świetne wyniki w tych wyborach osiągnęło PSL. Jak pan to tłumaczy?

Nie rozumiem wyniku PSL. Nie sądzę, by Polacy głosowali na tę partię tylko po to, aby ona nadal była w koalicji z PO. Ten argument mnie nie przekonuje. Tak czy inaczej koalicje PO–PSL zostały utrzymane w większości województw i to jest o tyle zaskakujące, że widać duże różnice w rozwoju poszczególnych regionów. Sądzę więc, że ludzie w tych wyborach kierowali się bardziej szyldem partyjnym, a mniej osobistą refleksją nad skutecznością sejmiku. Po prostu nie byli w stanie ocenić, co województwo samorządowe zrobiło dla regionu.

Reklama
Reklama

Ma pan pewnie na myśli problemy Mazowsza, którym od 12 lat rządzi Adam Struzik z PSL, a w tym roku osiągnął tu rewelacyjny wynik.

Nie da się ukryć, że Mazowsze nie jest wzorem rozwoju. Problem tego regionu polega na ogromnym zróżnicowaniu dochodów. Mamy bardzo bogatą Warszawę i otaczający ją wianuszek bardzo biednych miejscowości – Łomża, Ciechanów, Radom, Siedlce. One wszystkie znajdują się w promieniu 100 km od Warszawy i powinny z tego korzystać, a jedynie na tym tracą.

Mazowsze jest podręcznikowym przykładem jednego z większych zróżnicowań dochodowych w Unii Europejskiej. I na pewno sposobem na rozwiązanie problemu nie jest ładowanie pieniędzy w te miejscowości, tylko rozwój infrastruktury łączącej je ze stolicą, tak by zyskiwały na bliskości Warszawy. One powinny eksportować usługi i towary do stolicy i z tego żyć. Tymczasem tam panuje nostalgia za PRL, co widać po wyniku wyborów.

Tym pan tłumaczy znakomity wynik PSL na Mazowszu?

Tak. To jest opowiedzenie się za opieką państwa, wyraz nadziei, że ktoś pomoże. Ponad dziesięć lat temu jako współautor raport Banku Światowego o polityce regionalnej porównywałem zróżnicowanie dochodowe na Mazowszu. Niestety, po dziesięciu latach w Unii Europejskiej i pod tym względem niewiele się zmieniło.

Reklama
Reklama

Teraz Radomiem, Ciechanowem i Łomżą będą rządzić nowi prezydenci. Może coś się zmieni?

Widocznie była autentyczna potrzeba zmiany i pojawili się dobrzy kandydaci. Zobaczymy, co z tego wyniknie. Uważam jednak, że w wianuszku mazowieckim nostalgia za opiekuńczym państwem jest bardzo widoczna. Miasta, które wymieniliśmy, były stolicami województw. Miały jakiś przemysł, który upadł, a nowy się nie pojawił, za to zawitała tam bieda.

Moim głównym zarzutem wobec władz Mazowsza jest to, że nie udało się połączyć tych miast ze stolicą. W Małopolsce sytuacja jest zupełnie inna. Kraków ma na pewno mniejszy potencjał niż Warszawa, a jednak wianuszek okalających go miast rozwija się znakomicie. Wadowice, Nowy Sącz, Oświęcim, mają swoje firmy i ludzie z tego korzystają.

Na Dolnym Śląsku jest nieco inaczej. Dominują inwestycje w aglomeracji wrocławskiej, ale zasysają pracowników z całego województwa, a nawet z Opola. Warszawa jest tak duża, że zasysa ludzi z całej Polski, a z Łomży czy Ciechanowa – nie.

Nie było na Mazowszu dobrej strategii rozwoju?

Reklama
Reklama

Nie znam wszystkich strategii, ale widzę, że wyjeżdżając z Warszawy, wyjeżdżamy z Europy. Na wysokości Góry Kalwarii zaczyna się Polska B, co widać gołym okiem. A nie było żadnych powodów, by tak się stało. Co innego, gdy mamy do czynienia z miastami oddalonymi od centrum, np. przy granicy ukraińskiej, która przestała napędzać wymianę handlową. To są obiektywne trudności ograniczające rozwój. Tutaj nic takiego nie występowało.

Paradoksalnie, miasta na ścianie wschodniej radzą sobie bardzo dobrze od czasu wejścia do Unii Europejskiej.

Rzeszów radzi sobie fantastycznie, wygląda imponująco. Całe Podkarpacie lada moment przestanie być Polską B. A z Mazowszem jest kłopot, bo najgorsze jest czekanie na mannę z nieba albo na to, że przyjdzie rząd i nam coś da. To jest prosta droga do ubóstwa.

Mam nadzieję, że nowy prezydent Radomia (Radosław Witkowski z PO – red.) nie będzie liczył wyłącznie na sympatię pani premier, tylko stworzy własną strategię.

Oczywiście, jest pewien problem z tym, że większość inwestycji infrastrukturalnych z powodu Euro 2012 skończyło się na linii Wisły i trzeba je dokończyć. Ale to też nie tłumaczy zapóźnienia Mazowsza.

Reklama
Reklama

Jak pan ocenia dużą liczbę głosów nieważnych w tych wyborach?

Przyznam, że mnie to bardzo niepokoi. Nie wierzę w to, że ludzie specjalnie skreślali wszystkich. Moim zdaniem w tej sprawie po prostu zawiodło państwo. Pokazało swą nieefektywność. A to jest wyłącznie rola państwa – w organizacji wyborów nikt go nie zastąpi.

—rozmawiała Eliza Olczyk

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
warszawa
Wygaszą Powiśle, by oglądać spadające gwiazdy. Centrum Nauki Kopernik zaprasza na deszcz Perseidów
Kraj
Miejscy wolontariusze bez ubezpieczeń? Warszawa odmawia wsparcia
Kraj
Cheerleading – nowe studia na AWF. Jak zostać instruktorem sportu w Warszawie?
Kraj
Nowe odcinki S7 pod Warszawą niemal gotowe. Znamy termin zakończenia prac
Materiał Promocyjny
Nie tylko okna. VELUX Polska inwestuje w ludzi, wspólnotę i przyszłość
Reklama
Reklama