Do napadu doszło w rodzinnej miejscowości podejrzanego. Mężczyzna przyszedł do jednego ze sklepów. Poza ekspedientką nie było tam nikogo.
- Kiedy był przy ladzie z kieszeni kurtki wyjął pistolet. Pokazał go sprzedawczyni i zażądał piwa – opowiadają lubelscy policjanci.
Przestraszona kobieta zgodziła się, by klient wziął piwo. Mężczyzna z lodówki zabrał sześciopak i wyszedł. Ale okazało się, że sześć piw to za mało.
Po godzinie napastnik wrócił. I znów zażądał piwa. – Tym razem już nie groził ekspedientce bronią, a jedynie wymownym gestem wskazał, że ma go pod kurtką – mówią policjanci.
Mężczyzna z lodówki wziął kolejną zgrzewkę piwa i wyszedł ze sklepu. Kilka godzin później napastnik został zatrzymany.