Przed sobotnią prezentacją, liderzy Sojuszu zapowiadali, ze konwencja ich kandydatki przebije inaugurację kampanii Andrzeja Dudy. To się jednak nie udało. Znacznie mniejsza sala, statyczne tło i rwany podkład muzyczny nie robiły tak spektakularnego wrażenia, jak ubiegłotygodniowa impreza PiS.
Wystąpienie Magdaleny Ogórek poprzedziły przemowy czwórki samorządowych liderów SLD: prezydent Świdnicy Beaty Moskal-Staniewskiej, burmistrza Sulęcina Dariusza Ejcharta, starosty Sulęcińskiego Patryka Lewickiego i wiceprezydent Kalisza Karoliny Pawliczak. Samorządowcy przekonywali, że nawet mimo złych notowań sondażowych, sukces w wyborach jest możliwy. Świadczyć miały o tym właśnie ich przykłady.
Wyraźnie brakowało jednak prezydenta Częstochowy Krzysztofa Matyjaszczyka. To najbardziej znany spośród związanych z SLD włodarzy miast. Przed ogłoszeniem kandydatury Ogórek, był również przymierzany do startu w prezydenckim wyścigu. W partii Matyjaszczyka łączy się z liderem śląskich struktur SLD posłem Markiem Baltem. Jedynym, który na Zarządzie Sojuszu był przeciwny wystawieniu Ogórek.
Podczas przemówień samorządowców zabrakło także prezydentów Krakowa Jacka Majchrowskiego i Rzeszowa Tadeusza Ferenca. Mimo że po wyborach samorządowych ich zwycięstwa SLD określało swoim sukcesem, ci w nadchodzącym wyścigu prezydenckim poparli Bronisława Komorowskiego.
To właśnie urzędujący prezydent był głównym obiektem ataków podczas wystąpienia Ogórek, która na scenę weszła w rytmie jednego z hitów brytyjskiego zespołu Queen - "I want it all". Kandydatka zarzucała obecnemu prezydentowi bierność ws. ostatnich protestów społecznych oraz w trakcie całej prezydentury. - Czy kryzysem godnym uwagi prezydenta będzie dopiero wybuch wojny powszechnej? - pytała retorycznie. Podkreślała też, że prezydentura nie może być luksusową emeryturą.