Kiedy około godziny 18 Jarosław Kaczyński poznał wyniki z exit poll, był bardzo rozczarowany. Według przecieków, które docierały z telewizji, prawica miała 38 proc. Wcześniej do prezesa PiS przychodziły lepsze wiadomości (wynik na poziomie 41–44 proc.). – Kaczyński uznał, że przy tym tempie strat nie jest możliwa samodzielna większość – relacjonuje jeden z uczestników wieczoru wyborczego przy ul. Nowogrodzkiej w Warszawie, gdzie partia ma siedzibę.
Ale wtedy było już postanowione. Gdy telewizje ogłoszą wyniki sondaży spod lokali wyborczych, czyli exit polls, na scenę wkroczy Kaczyński, a nie twarz kampanii wyborczej, czyli kandydatka na premiera Beata Szydło.
Kaczyński „melduje wykonanie zadania"
Obawy się nie sprawdziły. Tracący zwyczajowo w końcu dnia PiS pod koniec dnia lekko się odbił. Te wybory przełamały jednak więcej mechanizmów, które znali uważni obserwatorzy polskich elekcji. PiS wygrał nie dzięki szczególnej mobilizacji na wsi, co dotąd było jego siłą. Pokonał PO w metropoliach, gdzie była największa frekwencja, a nawet wśród osób najlepiej wykształconych, co dotąd było domeną rywali.
– Dzisiejszy dzień to niezwykłe zwycięstwo, pierwsze w dziejach polskiej demokracji zwycięstwo jednej partii, to coś, na co pracowali różni ludzie, w różnych okresach przez 25 lat od momentu powołania Porozumienia Centrum, a wielu z nich działało także przedtem – mówił na wieczorze wyborczym Kaczyński.
Tę sentymentalną podróż prezesa PiS zaczął od wspomnienia osoby dla niego najważniejszej – zmarłego w katastrofie smoleńskiej prezydenta Lecha Kaczyńskiego. – Potrafił zwyciężać mimo ogromnej medialnej i wizerunkowej przewagi swoich przeciwników – mówił lider prawicy. Przypomniał, że to sukces jego brata jako ministra sprawiedliwości w rządzie Jerzego Buzka pozwolił założyć PiS.