Rz: Siedziba Mercatora jest w Krakowie. Jak ocenia pan stosunek lokalnych władz do prowadzenia biznesu?
Wiesław Żyznowski:
Robimy biznes w wielu krajach, ale prowadzimy go z siedziby głównej, mieszczącej się od 25 lat w tym samym budynku w Krakowie. Nie wydaje się, żeby władze Krakowa specjalizowały się w ułatwieniach dla przedsiębiorców, wyjątkiem jest może sektor turystyczny. Władzom dość dobrze to wychodzi, choć może głównie dlatego ze względu na to, jaki Kraków jest sam w sobie. Czego nie ma, a mogłoby powstać za sprawą władz lokalnych? Obwodnica północna. Przydałaby się także skuteczniejsza walka ze smogiem. Coraz częściej się słyszy, że specjalista w jakiejś dziedzinie odrzuca Kraków lub rozważa relokację z miasta z powodu smogu. Przeznaczenie większej ilości publicznych terenów pod specjalne strefy ekonomiczne być może obniżyłoby ceny działek inwestycyjnych, bo te są drogie w porównaniu z innymi, mniej rozwiniętymi regionami w Polsce. Miasto powinno też dysponować darmowymi działkami pod szczególnie atrakcyjne dla niego inwestycje biznesowe.
Firma ma zakład w Tajlandii i magazyn w Starym Brześciu. Krakowskie władze wspierały was w rozbudowie?
Jeśli założyć, że w tamtych momentach rozwojowych Mercatora Medical władze lokalne wiedziały w ogóle o istnieniu firmy, to prawdopodobnie nie wiedziały o niej nic więcej. Kraków jest konserwatywny i my też tacy jesteśmy. To oznacza, że miasto nie musi się nami specjalnie interesować, abyśmy czuli się do niego przywiązani i by nie przychodziło nam do głowy przeniesienie siedziby głównej do Warszawy. W takim przypadku, jeśli chodzi o nas, alternatywą dla Krakowa byłaby raczej zagranica, a nie Warszawa. Kraków wymaga od biznesu takiego jak my lojalności bezinteresownej, za co odwdzięcza się prawem do poczucia krakowskości.