Lokalny niemiecki nadawca NDR 1 ujawnił, że po roku przerwy 5 grudnia zostaną wznowione prace przy budowie Nord Stream 2. Do zakończenia gazociągu brakuje 76 spośród 1250 km: 16 w ramach niemieckich wód przybrzeżnych, 60 – duńskich. Joe Biden, który wprowadzi się do Białego Domu 20 stycznia, z pewnością nie uzna tego za miły prezent.
W ten sposób rusza prawdziwy wyścig między Berlinem i Waszyngtonem. Już w grudniu Kongres przy poparciu tak demokratów, jak i republikanów zamierza bowiem wprowadzić nowe sankcje, które ostatecznie uśmiercą drogi kanclerz Merkel projekt.
Kanclerz może i chciałaby uwzględnić stanowisko Bidena, ale jest pod dużą presją koalicyjnej SPD, której były kanclerz Gerhard Schröder znalazł zatrudnienie przy budowie Nord Stream 2. Na Angelę Merkel naciska też wielki biznes. – Stanowisko USA oznacza podważenie suwerenności tak Niemiec, jak i UE – grzmi wpływowe stowarzyszenie niemieckiego przemysłu BDI.
Za Donalda Trumpa Waszyngton wprowadził restrykcje na firmy kładące rurę po dnie Bałtyku. To skłoniło szwajcarską Allseas do wycofania swoich dwóch statków: prace stanęły w okolicy Bornholmu. Być może zadanie powierzone Szwajcarom przejmie teraz rosyjska jednostka Akademik Czerski, ale musiałaby uzyskać na to zgodę Duńczyków.
Otrucie Nawalnego
Waszyngton szykuje jednak nowe sankcje: na firmy ubezpieczające wart 10 mld euro projekt oraz te, które go certyfikują. Z tego powodu z przedsięwzięcia wycofał się już ubezpieczyciel Zurich oraz norweski instytut certyfikujący Norske Veritas.