Rzeczpospolita: Donald Tusk może powrócić na krajowe podwórko polityczne, i to z własną partią. Czy taki scenariusz jest w ogóle możliwy?
Rafał Chwedoruk: Polityka jest jak narkotyk. Człowiek, który zostaje zdegradowany, odczuwa jej brak podwójnie. Wystarczy popatrzeć na naszych byłych prezydentów. W zasadzie każdy z nich w różny sposób próbował (lub nadal próbuje) wrócić do wielkiej polityki. Na razie kończy się to klęską, choć oczywiście takie powroty są możliwe, ale musi dojść do koincydencji bardzo różnych czynników.
Na przykład?
Przede wszystkim pamięć wyborców musi być selektywna. Poza tym takim powrotom sprzyja zupełna klęska obozu sprawującego władzę. Dopiero na tle tej porażki obywatele doceniają dawny ład, nawet jeśli sami przyczynili się wcześniej do jego zakończenia. Pamiętamy np. powrót Jerzego Buzka, który przestał być premierem, kiedy jego koalicja nie przekroczyła progu wyborczego. Mimo to w relatywnie krótkim czasie znów stał się jednym z najbardziej cenionych polskich polityków i zrobił międzynarodową karierę. Oprócz niego krótki epizod powrotu do polityki zaliczył Leszek Miller, który został przewodniczącym już dużo słabszego, ale wciąż parlamentarnego, Sojuszu Lewicy Demokratycznej. Choć dziś jest już wyłącznie cenionym publicystą.
A czy istnieją jakieś spektakularne zagraniczne przykłady powrotu do polityki?