Francuski filozof André Comte-Sponville stał się dla niektórych niemal heretykiem, gdy zaczął głosić, że zdrowie nie jest wartością nadrzędną. W połowie marca w programie „Le tete-a-tete" w radiu Europe1 zażarcie bronił swojej tezy: „Czy w Ewangelii jest napisane: »miłujcie zdrowie swoje, jak Bóg umiłował swoje«? Nie, jest napisane: »Miłujcie siebie nawzajem, jak Bóg was umiłował«! Nasza dewiza to nie »Zdrowie, równość, braterstwo«, tylko »Wolność, równość, braterstwo«! Nie jestem w naszym kraju jedynym, który uważa, że wolność jest wartością ważniejszą niż zdrowie".
Żeby było śmieszniej, Comte-Sponville jest ateistą, autorem wydanej również w Polsce książki „Duchowość ateistyczna. Wprowadzenie do duchowości bez Boga". Nie jest jednak ateistą agresywnym, do religii odnosi się z szacunkiem i uznaje potrzebę istnienia duchowości. Natomiast swoje tezy dotyczące lockdownów i absolutyzacji zdrowia, stawianego ponad wszystkimi innymi wartościami, dzieli z nadsekwańskimi filozofami o mocno odmiennych światopoglądach – między innymi z konserwatystką Chantal Delsol czy lewicowcem Bernardem-Henrim Lévym. Wszyscy oni, mający we Francji status gwiazd medialnych (filozofowie w ojczyźnie Woltera, Diderota i Kartezjusza bywają traktowani jak celebryci), od miesięcy wskazują na zagrożenie trwałym wypaczeniem kontaktów międzyludzkich, zniszczeniem całego pokolenia pozbawionego możliwości normalnej socjalizacji, utratą wolności i swobód obywatelskich. Przede wszystkim zaś dowodzą, że postawienie na ratowanie starszych kosztem młodych – właściwie całego pokolenia – jest odwróceniem porządku rzeczy, który zawsze rządził zachodnią cywilizacją. Są tu w głębokim sporze z tymi, którzy również w Polsce stosują sentymentalny szantaż moralny i dowodzą, że właśnie poświęcenie wszystkiego, w tym życia młodych ludzi, na rzecz starszych jest świadectwem trwania przy wartościach.
Porażający jest kontrast stanu francuskiej debaty z polskim. We Francji, która zabrnęła niedawno w kolejny lockdown, nie zablokowano niepoprawnych opinii. Comte-Sponville nie został okrzyknięty „foliarzem" przez covidocelebrytów. Przede wszystkim jednak różnica polega na tym, że we Francji ma kto takie niepoprawne opinie wygłaszać. Że są tam ludzie, którzy z racji swojego dorobku, pozycji i przede wszystkim intelektualnego potencjału idą na wojnę z sanitaryzmem – jak nazywany jest nowy prąd społeczno-polityczny – i są traktowani jak pełnoprawni uczestnicy tej dyskusji.
Marzy mi się (jest to oczywiście marzenie całkowicie nierealne) taka debata: po jednej stronie nasi covidowi „mocarze" – minister Adam Niedzielski, prof. Andrzej Horban, prof. Krzysztof Simon, a po drugiej Chantal Delsol, Bernard-Henri Lévy i André Comte-Sponville. Starcie przerażająco wąskiej i krótkiej perspektywy, osadzonej na politycznej doraźności, z szerokim, daleko patrzącym spojrzeniem. Tylko, ech, gdzie są polskie Delsol i polscy Comte-Sponville?
Autor jest publicystą