Stenogramy z zamkniętego przesłuchania króla hazardu to w sumie 216 stron. Ryszard Sobiesiak w czwartek za zamkniętymi drzwiami był bardziej rozmowny niż wcześniej w obecności dziennikarzy.
– Ja chciałem przyjść, powiedzieć: pocałujcie mnie w nos, ale później się wystraszyłem, że mnie zamkniecie jeszcze za nic, już mnie raz chcieli zamknąć, nie wiem za co, i drugi raz... No to mówię, zacznę mówić. Ale ja nie miałem nic wspólnego. Tu nie ma żadnej afery – mówił komisji Sobiesiak.
Biznesmen zeznał, że widział Mirosława Drzewieckiego jesienią ubiegłego roku na Florydzie, gdzie obaj mają mieszkania. To przeczy zeznaniom byłego ministra sportu, który twierdził, że ostatni raz Sobiesiaka widział jeszcze przed wybuchem afery hazardowej. – Chyba ja jego szukałem – przyznał Sobiesiak, za co od razu skarcił go jego adwokat, podpowiadając: – Nie jesteś pewien.
Sobiesiak zaczął się wycofywać i opowiadać, że widział Drzewieckiego przypadkiem, a ten w ogóle go nie zauważył: – Widzę, jak wysadza żonę i jedzie dalej. I nie widzi nawet mnie.
Podobną wersję przedstawiła wczoraj komisji córka Sobiesiaka, która uczestniczyła w spotkaniu na Florydzie.