Reklama

Oskarżona drużyna Zawiszy

Byli zomowcy odmawiają w sądzie składania zeznań

Aktualizacja: 19.02.2010 14:43 Publikacja: 19.02.2010 14:35

Inscenizacja demonstracji

Inscenizacja demonstracji

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Nie pamiętam demonstracji na Wawelu, nie rozpoznaję się na zdjęciu ani na filmie – twierdzili zgodnie w krakowskim sądzie byli funkcjonariusze MO, oskarżeni o pobicie opozycjonistów 3 maja 1987 roku. Za skatowanie kilku z demonstrantów grozi im w rozpoczętym dziś procesie do pięciu lat więzienia.

Ten proces to rezultat głośnej nie tylko w Małopolsce sprawy tzw. drugiego szeregu – specjalnej grupy funkcjonariuszy działającej w ówczesnym Wojewódzkim Urzędzie Spraw Wewnętrznych w Krakowie, którą powołano do rozbijania opozycyjnych manifestacji. Nazwa pochodzi od ich „umiejscowienia” – starali się zwykle lokować tuż za pierwszym szeregiem opozycjonistów prowadzących demonstrację, by łatwiej ich odizolować od reszty manifestantów i zatrzymać.

Część z sześciu tych funkcjonariuszy MO, oskarżonych po latach o popełnienie zbrodni komunistycznej przez prokuratora pionu śledczego krakowskiego IPN w 1987 roku służyła w plutonie specjalnym ZOMO. Razem z innymi milicjantami i esbekami – według ustaleń śledztwa po latach – podczas patriotycznej manifestacji 3 maja wyjątkowo brutalnie pobiła opozycjonistów. Jednemu z demonstrantów złamano żebra i żuchwę, innemu – nos. Ryszard Bocian, działacz KPN, został przewrócony i skopany.

Tego jednak oskarżeni pamiętać nie chcą. Zapewniają, że nigdy nie dostali polecenia bicia, nikomu też nie zrobili na Wawelu celowo krzywdy. O sobie i swych dawnych kolegach z plutonu mówią „drużyna”. Ich ówczesny dowódca nazywał się Zawisza i – jak zapewniają – nie nakazywał im katowania manifestantów. On zresztą żadnych zarzutów w tej sprawie nie usłyszał.

Sprawa jest jednak dobrze udokumentowana. W archiwach IPN odnalazły się materiały samej MO i SB, które 3 maja 1987 roku na Wawelu kręcono w celach instruktażowych. Widać na nich bicie i szarpanie demonstrantów, da się też rozpoznać niektórych z najaktywniejszych funkcjonariuszy. Na podstawie tych zdjęć TVP pokazała nawet w 2007 roku film pt. „Fachowcy”, co pomogło IPN w przeprowadzeniu skutecznego postępowania.

Reklama
Reklama

Jak mówi „Rz” prokurator IPN Marek Kowalcze, prowadzący sprawę, nawet to nie gwarantuje jednak wysokiej kary dla byłych milicjantów. Aby bowiem można było o niej mówić, trzeba udowodnić każdemu z funkcjonariuszy pobicie konkretnego opozycjonisty. A ci nie wszystkich siedzących na ławie oskarżenia po latach rozpoznają.

Sami byli milicjanci, którzy nie przyznają się do winy, zeznawać zaś – poza wyjątkami – nie chcą. Niektórzy, jak Kazimierz L., były bokser, nie zamierzają w trakcie procesu składać jakichkolwiek wyjaśnień. Kilku innych godzi się jedynie na udzielanie odpowiedzi zadawanych przez swych własnych obrońców.

Nie pamiętam demonstracji na Wawelu, nie rozpoznaję się na zdjęciu ani na filmie – twierdzili zgodnie w krakowskim sądzie byli funkcjonariusze MO, oskarżeni o pobicie opozycjonistów 3 maja 1987 roku. Za skatowanie kilku z demonstrantów grozi im w rozpoczętym dziś procesie do pięciu lat więzienia.

Ten proces to rezultat głośnej nie tylko w Małopolsce sprawy tzw. drugiego szeregu – specjalnej grupy funkcjonariuszy działającej w ówczesnym Wojewódzkim Urzędzie Spraw Wewnętrznych w Krakowie, którą powołano do rozbijania opozycyjnych manifestacji. Nazwa pochodzi od ich „umiejscowienia” – starali się zwykle lokować tuż za pierwszym szeregiem opozycjonistów prowadzących demonstrację, by łatwiej ich odizolować od reszty manifestantów i zatrzymać.

Reklama
Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Warszawa
Nocna prohibicja w Warszawie. Obietnica pilotażu zamiast zakazu
Kraj
Wiceprezydent Warszawy podał się do dymisji
Kraj
Co drugi sprzedawca sprzedałby alkohol nieletnim. Ratusz nie ma pieniędzy na kontrole
Kraj
Zuzanna Dąbrowska: Hołowni pożegnanie z fotelem
Reklama
Reklama