Spowiedź łapówkarza

Korupcja, ustawione przetargi. To było życie Mariusza K. Pewnego dnia zrozumiał, że było złe. I ujawnił największą aferę w służbie zdrowia

Aktualizacja: 29.03.2010 12:39 Publikacja: 29.03.2010 03:55

Spowiedź łapówkarza

Foto: Fotorzepa

Marian K. jest schorowanym, bezrobotnym mężczyzną po pięćdziesiątce. W kwietniu 2009 r. roku miał udar mózgu. – To efekt stresu – wyjaśnia. – Ale udało mi się przeżyć bez łapówki dla lekarza.

Wie, o czym mówi. Ten drobny przedsiębiorca przez lata był jednym z głównych beneficjentów korupcyjnego systemu w śląskiej służbie zdrowia. Stał się też jego grabarzem, gdy opowiedział wszystko prokuratorom. – Nie mógłbym z tym żyć, teraz, mimo stresu, czuję wewnętrzną radość i lekkość – opowiada „Rz”. Dotarliśmy też do zeznań, które złożył przed prokuratorem.

[srodtytul]Koperta za przetarg[/srodtytul]

Lato 2000 r. Na parkingu przed jedną z restauracji w Jastrzębiu-Zdroju Marian K. stoi przy samochodzie Wacława Sz., dyrektora jednego z największych miejscowych szpitali. Rozmowa się nie klei.

K., współwłaściciel małej firmy handlującej sprzętem medycznym z Nowego Sącza, jest zdenerwowany, pocą mu się ręce. Ma wrażenie, że ktoś go obserwuje. Potem przyzna w prokuraturze, że się bał. – Po raz pierwszy w życiu miałem wręczyć łapówkę i nie wiedziałem, jak to zrobić – zezna. W pewnym momencie doktor Sz. otwiera klapę bagażnika.

K. kładzie na krawędzi swoją teczkę i wyjmuje z niej grubą kopertę. Lekarz pakuje ją do szmacianej torby, którą wrzuca do środka. Jeszcze tylko uścisk dłoni i Sz. odjeżdża.

Z restauracji wychodzi Marian R., przedstawiciel Philipsa na południową Polskę. Obaj patrzą na odjeżdżające auto.

K. rzuca: – Takie skur... to pożyją.

R. w krótkich słowach tłumaczy koledze, że jego firma właśnie „została uwiarygodniona” w najbliższym przetargu.

[srodtytul]Szczegóły przy kolacji[/srodtytul]

Marian K. poznał medyczną branżę, kiedy został zastępcą dyrektora w Wydziale Zdrowia w nowosądeckim Urzędzie Wojewódzkim. Poznaje też Mariana R., szefa regionalnego biura Philipsa w Katowicach, bo odpowiada za handel specjalistycznym sprzętem dla przychodni i szpitali.

Gdy 13 lat temu K. rzucił pracę w urzędzie, wszedł w biznes, do spółki żony i znajomego.

Firma – podobnie jak Philips – handlowała sprzętem medycznym. Drogi Mariana K. i Mariana R. ponownie się schodzą. Były urzędnik jest częstym gościem w katowickim biurze Philipsa. Tam R. wtajemniczał go w strategię wygrywania przetargów.

Marian R. miał uzgadniać z dyrektorami szpitali, jakie parametry powinny zostać wpisane do zamówienia na specjalistyczny sprzęt, by warunkom była w stanie sprostać tylko jedna firma. Dyrektorzy dostawali za to od 2 do 12 proc. wartości zamówienia, co nazywano prowizją (z zeznań świadków wynika, że przyzwolenie na to miało iść z warszawskiej centrali koncernu Philips).

Philips zapraszał wybranych lekarzy na sympozja czy kongresy. Fundował im też np. kolacje czy przyjęcia. – Wtedy uzgadniano szczegóły przeprowadzenia postępowań przetargowych – zeznał K.

[srodtytul]Za ile „dokumentów”[/srodtytul]

Spółka urzędnika z Nowego Sącza zgłaszała się do ustawionych przetargów oficjalnie jako konkurencja dla Philipsa.

R. przygotowywał K. dokumenty.

Większość przetargów K. wygrywał. Zarabiał jako dystrybutor Philipsa, dostawał też znaczące upusty na sprzęt tej firmy, który później sprzedawał innym klientom. Marian R. realizował zaś plany sprzedaży w koncernie.

W środku systemu, który w rozmowie z „Rz” nazywa opłacaniem decydentów, Marian K. znalazł się w 2000 roku, kiedy wręczył po raz pierwszy łapówkę. Wojewódzki Szpital Specjalistyczny nr 2 w Jastrzębiu-Zdroju wzbogacił się wówczas o nowoczesny tomograf komputerowy Philipsa, a dyrektor placówki Wacław Sz. – o 90 tys. zł.

[wyimek]Korupcja w Polsce szaleje. Gdyby każdy zaczął od siebie, toby jej nie było – uważa skruszony biznesmen Mariusz K.[/wyimek]

K. zastanawiał się, czy to nie za dużo. – Wacław Sz. ma bardzo duże poparcie u dyrektora jednego ze szpitali w Chorzowie, a zarazem wicemarszałka województwa śląskiego Grzegorza Sz. – tłumaczył mu R. A to miało dawać gwarancję, że szybko nie straci stanowiska i będzie go można urabiać także przy innych okazjach.

Wkrótce Marian K. ponownie usłyszy o wpływowym wicemarszałku.

Pewnego dnia R. poprosił kolegę, by ten przejechał się z nim do Pragi po pieniądze. Chodzi o przywiezienie ze wschodnioeuropejskiej centrali Philipsa 200 tysięcy marek. Miała to być nagroda dla dyrektora jednego ze szpitali w Chorzowie, który pomógł w ustawieniu przetargu na sprzęt do rezonansu magnetycznego.

Kiedy wracali z Czech, Marian R. dzwonił z komórki. K. pamięta, że rozmówcę tytułował „marszałkiem”. R. mówił mu, że chciałby się spotkać, ponieważ ma już „pełną dokumentację”. – Ja wiedziałem, że w zwyczaju Krzysztofa B. (przełożony R. z centrali Philipsa) i Mariana R. na okoliczność opisywania łapówek w trakcie rozmów telefonicznych używa się określeń „dokumentacja” lub „dokumenty sanepidu” – zezna potem Marian K. – Liczba wymienionych stron dokumentacji odpowiadała tysiącom złotych.

Po jakimś czasie Marian R. doszedł do wniosku, że im mniej osób zna szczegóły, tym lepiej. Dlatego spotkania z dyrektorami i wręczanie łapówek wziął na siebie. Odtąd Marian K. nie dowiadywał się już, kto i ile dostawał. Od czasu do czasu słyszy tylko, że są potrzebne „pieniądze dla decydentów”.

Drogi panów K. i R. powoli się rozchodziły. Marian K. twierdzi, że narastała w nim niechęć do układu. Nie podobało mu się, że od pewnego momentu musiał dzielić się zyskami z R.

Kiedyś, podczas spotkania w Philipsie miał powiedzieć, żeby przestali „karmić decydentów”. – Dyrektor zbył mnie milczeniem. Szlag mnie trafił. Pomyślałem, że wszyscy są w to umoczeni – opowiada „Rz”.

[srodtytul]Nawrócenie w górach[/srodtytul]

Marian K. rozstał się z Philipsem. Później pojechał na narty. W górach spotkał kolegę. Gdy rozmawiali o sytuacji w służbie zdrowia, wypalił: – Gdybyś ty wiedział, w jakich przekrętach ja brałem udział...

Przez kolegę trafił do posła PiS Arkadiusza Mularczyka, a stamtąd do prokuratury.

Śledczym zdradził wszystkie szczegóły. W jego zeznaniach pojawiają się najbardziej znane polskie szpitale – Samodzielny Publiczny Centralny Szpital Kliniczny Śląskiej Akademii Medycznej w Katowicach, Górnośląskie Centrum Medyczne Śląskiej AM w Katowicach, Śląskie Centrum Chorób Serca, Chorzowskie Centrum Pediatrii i Onkologii, katowicki szpital MSWiA. I zamówienia warte wiele milionów złotych – na rezonanse, tomografy, rentgeny.

Po doniesieniu Mariana K. rozpoczęło się śledztwo. Przejęła je prokuratura w Poznaniu. Sprawą zajął się specjalny wydział Prokuratury Krajowej powołany, by walczyć z korupcją i przestępczością zorganizowaną (dziś stanowiący część prokuratury apelacyjnej).

[srodtytul]Decydenci idą pod klucz[/srodtytul]

– To na pewno największa sprawa korupcyjna prowadzona przez nasz wydział – przyznaje Andrzej Laskowski, naczelnik Wydziału V Prokuratury Apelacyjnej w Poznaniu.

Na polecenie śledczych został zatrzymany Marian R. Początkowo nie przyznawał się do winy. 16 października 2007 r. niespodziewanie zaczął mówić. Po kolei, ze szczegółami.

3 grudnia 2007 r. funkcjonariusze ABW wkroczyli do siedziby Urzędu Marszałkowskiego w Katowicach. Wyprowadzili Grzegorza Sz. – to do niego miała trafić część pieniędzy przywiezionych z Pragi. W tym czasie zatrzymywani byli też dyrektorzy szpitali. Większość nie przyznała się do winy. Dziś są oskarżeni i czekają na proces.

Akt oskarżenia ma 200 stron. 23 osoby usłyszały 91 zarzutów, a suma łapówek, które mieli wręczyć przedstawiciele Philipsa, przekracza 3 mln zł.

Philips twierdzi dziś, że „duża część środków przeznaczonych na korupcję została wyłudzona z firmy”. Krzysztof Kouyoumdjian, rzecznik spółki Philips Polska, podkreśla, że firma ma w całej sprawie status poszkodowanego: – Potwierdzenie zarzutów prokuratury oznacza, że byli pracownicy nie tylko działali niezgodnie z prawem, lecz także świadomie łamali nasze procedury i kodeks etyczny – zapewnia Kouyoumdjian.

Marian K. też zasiądzie na ławie oskarżonych. Będzie mógł skorzystać z instytucji dobrowolnego poddania się karze, czyli ma szansę na łagodniejszy wyrok.

– Zdecydowałem się na poinformowanie organów ścigania o tym przestępczym procederze, gdyż w połowie 2006 r. postanowiłem całkowicie zmienić swoje dotychczasowe życie – tłumaczył K. w prokuraturze.

W rozmowie z nami dodaje: – Korupcja w Polsce szaleje. Gdyby każdy zaczął od siebie, toby jej nie było.

[srodtytul]Przemawiają nieliczni[/srodtytul]

– Takie sytuacje jak Mariana K. zdarzają się niezwykle rzadko – komentuje prof. Józef Gierowski, psycholog sądowy z Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. – Niektórzy ludzie stają się elementem korupcyjnego układu na skutek swojej bierności. Sytuacja ta staje się dla nich źródłem emocjonalnych napięć i etycznych konfliktów. A jeśli już zdecydują się układ zdemaskować, płacą za to ogromną cenę.

Wie o tym Marian K. Wie także zielonogórski przedsiębiorca Leszek S., którego historię opisaliśmy w ubiegłym roku w „Rz”. Od połowy lat 80. za sowite łapówki jego firma realizowała zlecenia budowlane dla wojska. W 2007 r. zdecydował się pójść z tym do ABW. Efektem była seria śledztw i wyroki dla wysokich rangą wojskowych. Sam S. przyznał się do winy i dobrowolnie poddał karze. Został skazany na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata. Ale zapłacił znacznie większą cenę. Dawni koledzy namawiali go do zmiany zeznań i grozili. W Zielonej Górze został zepchnięty na towarzyski i biznesowy margines. Zaszczuty, w końcu wyemigrował do Kanady.

Skruszony przestępca może bowiem liczyć tylko na trzy rozwiązania: zostać (pod kilkoma warunkami) świadkiem koronnym, wówczas w zamian za zeznania obciążające dawnych kolegów ze zorganizowanej grupy przestępczej zyskuje wolność; skorzystać z instytucji małego świadka koronnego (dla przestępców mniejszego kalibru); może też – i to zdarza się najczęściej – skorzystać z dobrowolnego poddania się karze.

– Myślę, że ten katalog jest wystarczająco bogaty – podkreśla dr Zbigniew Rau, kryminolog i były wiceminister spraw wewnętrznych. Przyznaje jednak, że w niektórych krajach śledczy i skruszony przestępca mają jeszcze więcej możliwości. – Np. w Stanach Zjednoczonych prokurator może w zamian za zeznania odpuścić przestępcy praktycznie wszystko. Należy jednak pamiętać, że w USA obowiązuje system prawa precedensowego, stanowionego na podstawie orzecznictwa sądów, a nie tak jak w Polsce, opartego na literze prawa – mówi.

Jakie motywy kierują tymi, którzy idą na współpracę ze śledczymi? – Od strachu, wyrzutów sumienia poprzez chęć wyjścia z aresztu, perspektywę zmniejszenia kary aż po zemstę – wylicza Rau.

[i]Masz pytanie, wyślij e-mail do autorów [mail=l.zalesinski@rp.pl]l.zalesinski@rp.pl[/mail], [mail=i.kacprzak@rp.pl]i.kacprzak@rp.pl[/mail][/i]

Marian K. jest schorowanym, bezrobotnym mężczyzną po pięćdziesiątce. W kwietniu 2009 r. roku miał udar mózgu. – To efekt stresu – wyjaśnia. – Ale udało mi się przeżyć bez łapówki dla lekarza.

Wie, o czym mówi. Ten drobny przedsiębiorca przez lata był jednym z głównych beneficjentów korupcyjnego systemu w śląskiej służbie zdrowia. Stał się też jego grabarzem, gdy opowiedział wszystko prokuratorom. – Nie mógłbym z tym żyć, teraz, mimo stresu, czuję wewnętrzną radość i lekkość – opowiada „Rz”. Dotarliśmy też do zeznań, które złożył przed prokuratorem.

Pozostało 94% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo