Artur P., który doradzał Lechowi Kaczyńskiemu w sprawach sportu, w 2007 r. z hukiem stracił posadę. Lubelska prokuratura zarzuciła mu bowiem handel kokainą. Miał wprowadzić do obrotu 1,2 kg narkotyku. On zaprzecza i twierdzi, że kokainę zużył na własne potrzeby.
Kto ma rację? Wątpliwości mieli przeciąć biegli z krakowskiego Instytutu Ekspertyz Sądowych. Zamierzali zbadać włosy P. i na tej podstawie stwierdzić, czy rzeczywiście długotrwale brał kokainę, a więc czy mógł w dwa lata zużyć 1,2 kg.
[wyimek]12-cm kosmyk pozwoliłby zbadać, czy ktoś brał kokainę nawet rok wcześniej - Maria Kała, Instytut Ekspertyz Sądowych[/wyimek]Ale z tego kluczowego badania nic nie wyszło. Bo prokuratura zamiast wiązki włosów koniecznej do ekspertyzy przesłała próbkę zaledwie pięciu włosów. – Nadesłana ilość jest niewystarczająca do przeprowadzenia badań mających na celu potwierdzenie lub wykluczenie długotrwałego przyjmowania kokainy – orzekli biegli w opinii dla lubelskiej prokuratury.
– Potrzebny jest nam pęczek włosów grubości ołówka, ucięty przy skórze. Tymczasem dostaliśmy zaledwie kilka włosów. To stanowczo za mało do badania – wyjaśnia „Rz” doc. Maria Kała, wicedyrektor Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie i biegła w sprawie Artura P. Kokaina odkłada się we włosach, które co miesiąc przyrastają o blisko centymetr. – Każdy centymetr włosa odpowiada temu, co działo się miesiąc wcześniej. Jeśli dostaniemy np. 12-centymetrowy kosmyk, to możemy zbadać, czy ktoś brał kokainę nawet do roku wstecz – wyjaśnia Maria Kała.
Źle pobrane próbki włosów to – jak ustaliła „Rz” – niejedyne uchybienie lubelskich śledczych. Do krakowskiego instytutu trafiły też próbki paznokci podejrzanego. Tyle tylko, że instytut z Krakowa nie wykonuje badań paznokci na obecność kokainy.