Pan Kowalski jest szefem działu Sport w “Dzienniku”, a zachowuje się tak, jakby był szefem działu Sport w “Trybunie Ludu” w roku 1953. Otóż po pierwsze, gdyby pojawili się inni lepiej grający od Ronaldo zawodnicy, to zaraz byliby równie sławni i równie drodzy jak Portugalczyk. Po drugie - jeśli jakimś cudem nie byliby tak znani, to nie przyciągaliby widzów na stadiony. Po trzecie - i to jest najważniejsze - owe 80 mln funtów za Cristiano Ronaldo to cena rynkowa. Za tyle chciał sprzedać go Manchester United i tyle zapłacić chciał Real Madryt.
Proste jak drut - wartość zawodnika współcześnie wyznacza podaż i popyt. A ponieważ Ronaldo - zachwycający techniką, bramkostrzelny, a w dodatku (jak twierdzą kobiety) zabójczo przystojny - jest tylko jeden, to i cena była wysoka.
Pan Kowalski wolałby pewnie, żeby cenę za zawodnika wyznaczył międzynarodowy komitet w składzie Blatter-Platini-Lato. Ale, dzięki Bogu, taki komitet na razie nie istnieje. I dlatego nikt nie spełni marzeń pana Kowalskiego o wielkich klubach bez znanych zawodników i atrakcyjnych transferów. I o cenach urzędowych na gwiazdorów (gdyby jednak do tego doszło to - ostrzegam - będzie trzeba na znanych futbolistów wprowadzić kartki, talony czy asygnaty, jak to się dawniej nazywało).
Przy okazji - w naszej redakcji ktoś też się bulwersował, że Real przepłacił, a w dodatku kupuje Ronaldo na kredyt. Wtedy ważny redaktor z pionu ekonomicznego “Rzeczpospolitej” przytomnie zauważył, że inwestycje powinno się robić na kredyt…
XXX