[b][link=http://blog.rp.pl/salik/2009/06/24/prowizoryczne-latanie-dziur/]skomentuj na blogu[/link][/b]
I choć w większości państw budżet się nie domyka, wczorajsze ogłoszenie przez rząd zwiększenia deficytu o połowę było wystarczająco mocnym wydarzeniem, by przebić się na pierwsze strony „Dziennik”, „Polski” i „Rzeczpospolitej. Tylko „Gazeta Wyborcza” pozostała wierna polityce i jej okolicom (wyrok Trybunału w sprawie CBA).
O tym, że deficyt będzie większy byli przekonani wszyscy ekonomiści, analitycy, a nawet dziennikarze ekonomiczni. Przychody do kasy państwa spadały w tym roku w takim tempie, że już po maju deficyt przekroczył 90 proc. planu. Stało się więc to, czego wszyscy się spodziewali. Wszyscy oprócz ministra finansów, który uparcie powtarzał, że nie ma potrzeby zwiększania deficytu. Ale swoje przekonania zdążył wyprzeć w ciągu kwadransa podczas konferencji prasowej. To, że minister Rostowski nie zgadza się z opozycją można jeszcze zrozumieć, podobnie jak to, że ma odmienne poglądy od części swoich kolegów po fachu, ale zaprzeczanie obiektywnej rzeczywistości i logice – to już stanowi problem. Pół biedy jeśli to problem tylko Jana Vincenta Rostowskiego. Gorzej, gdy jest to problem całego budżetu.
Wydarzeniem numer dwa był oczywiście wyrok Trybunału Konstytucyjnego w sprawie CBA. I tu ciekawe, jak różnie można go opisać. W „Dzienniku” – „CBA częściowo niekonstytucyjne”, w „Rzeczpospolitej” – „CBA zgodne z konstytucją”, a po lekturze „Gazety Wyborczej” można się jedynie domyślać, co wynika z wyroku w kwestii zgodności ustawy o CBA z konstytucją. Gdzieś w środku ukryte padają dwa zdania: „Trybunał nie odrzucił całej ustawy. Jednak zakwestionował zawartą w niej definicję korupcji jako niejasną i nielogiczną”. Czytając tekst ma się wrażenie, że to wielki sukces „Gazety Wyborczej”, bo choć Trybunał Konstytucyjny rozpatrywał skargę posła Ryszarda Kalisza (SLD), to dla „Gazety” najważniejsze jest to, że w istocie TK zakwestionował bezczelne odpowiedzi udzielone przez policję i ABW dziennikarzowi „GW” Wojciechowi Czuchnowskiemu. W dużej mierze tekst „Gazety” to głównie historia męczeństwa Czuchnowskiego, a nie samej decyzji sędziów. I nawet nie chodzi o to, czy „Gazeta” ma rację. Ale jak ją „sprzedaje” czytelnikowi.