– Szukamy też nowych pomysłów na produkcję. Jednym z nich jest budowa silników napędzających małe elektrownie. Brak pieniędzy to rzeczywiście problem, ale robienie politycznego szumu wokół firmy nam nie pomoże.
Grzegorz Dolniak, wiceszef klubu PO, nie chciał komentować antyrządowych haseł. – W demokracji każdy ma prawo do wyrażania własnych ocen i emocji – odpowiedział. – Przykro, kiedy firma traci klientów i nie potrafi poradzić sobie w trudnych warunkach wolnego rynku. Rząd może jednak jej pomóc tylko na bardzo ściśle określonych zasadach. Reszta w rękach zarządu.
Czy w najbliższym czasie protesty podobne do poznańskiego będą się powtarzać?
– Na całym świecie manifestacje robotników wymierzone w rządzących to niemal rytuał – komentuje dr Rafał Chwedoruk, politolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – Trudno sobie wyobrazić, by u nas było inaczej. Ciekawsza jest inna rzecz. Upadek stoczni czy trudna sytuacja zakładów Cegielskiego wywołały społeczny wstrząs w regionach tradycyjnie zdominowanych przez zwolenników Platformy. Pytanie, czy odbije się to na poparciu dla tej formacji.
[ramka][srodtytul]Kłopoty kontrahentów stoczni[/srodtytul]
Zniknięcie z rynku stoczni w Gdyni i Szczecinie pośrednio wpłynęło na pogorszenie sytuacji finansowej kilkuset firm – dotychczas kontrahentów tych zakładów. Większość z nich zadbała co prawda wcześniej o innych klientów, przewidując, że stocznie, od dawna mające problemy z płatnościami, niebawem zatoną. Dopóki sprzedaż całości stoczniowego majątku nie dojdzie do skutku, nie mogą jednak odzyskać dotychczasowych należności. A jest ich sporo. Blisko 300 wierzycieli domaga się dziś prawie 3 mld zł z tytułu zaległych płatności. Samemu Cegielskiemu stocznie winne są ok. 60 mln zł. Co gorsza, nawet gdy sąd zatwierdzi listę wierzycieli i znajdzie się kupiec na niesprzedane dotąd aktywa, pieniędzy z ich sprzedaży może nie wystarczyć dla wszystkich. Niedoszły inwestor z Antyli zaoferował za najważniejsze części stoczniowego majątku 380 mln zł, więc i kolejni nie zaproponują dużo więcej. A w pierwszej kolejności trzeba sfinansować z tych środków obsługę przetargów, potem zapłacić podatki i spłacić dużych wierzycieli, np. banki. Dla mniejszych firm, które dziś balansują na granicy bankructwa, nie zostanie nic.