- Jeden z amerykańskich polityków, który pojawił się na dzisiejszej demonstracji pod hasłem „Wolny Iran” w Warszawie, mówił, że szybko nadchodzi kres Islamskiej Republiki Iranu. Kiedy pana zdaniem upadną ajatollahowie w Teheranie?
- Nie znam żadnego eksperta od takich spraw. Ale zawsze gdy pada reżim, despotyczny i opresyjny wobec obywateli, to gdy się to stanie, wszyscy są zaskoczeni. Nie spodziewaliśmy się, że stanie się to tak szybko – komentuje się. Nie wiem kiedy, ale oczekuję, że to się stanie. Dlaczego? - Bo panuje tam niepokój wewnętrzny, protesty ogarnęły 150-170 miast. Gospodarka przeżywa wielkie trudności, nawet z pomocą Chin sobie nie radzi. Izolacja narzucona przez Amerykę jest znacznie bardziej dotkliwa, niż się ludziom wydaje, choćby dla centralnego systemu bankowego. Irańczycy cierpią, nie ma wątpliwości, że zaczynają o to winić teokratyczny reżim, ajtatollahów, [prezydenta] Rouhaniego. Nie wiem kiedy, bo nie mam dostępu do wewnętrznych informacji wywiadowczych. Ale po protestach widzę, że jest tam źle.
- Podobno niektórzy w Waszyngtonie zakładają, że upadek władz w Teheranie to kwestia roku?
- Nie słyszałem o tym, nie zamierzam typować żadnych terminów. Mogę powtórzyć: takie sprawy dzieją się nagle, niespodziewanie. I są znaki, że to nastąpi.
- Dlaczego to NRCI miałaby być najlepszym kandydatem do rządzenia w Iranie?
- Musiałby pan spytać Chomeiniego, on tak uważał.
- To było dawno, obóz Chomeiniego [twórca Islamskiej Republiki nie żyje od 1989] szybko zabrał się za mordowanie członków tej organizacji.
- Rzeczywistość wygląda tak, że to reżim ajatollahów włącznie z Rouhanim uważa, że NCRI jest dla niego najbardziej niebezpieczna. Pewnie jest też największa. Ale Irańczycy z tej grupy nie chcą dominować w Iranie, chcą być partią, jak Republikańska czy Demokratyczna w USA. Oni są za swobodnym wyrażaniem poglądów politycznych, za demokracją, wybieraniem przywódców – a nie za dyktaturą czy monarchią, głoszą szacunek dla kobiet i dla innych religii. I są za Iranem bez atomu. Mają inne niż reżim spojrzenie na gospodarkę, podatki i zbrojenia.
- Czy można ufać NCRI, ściśle powiązanej z Mudżahedinami Ludowymi, organizacją z czarną przeszłością, pełną przemocy. Nie obawia się pan, że ona się naprawdę nie zmieniła, nie na tyle, by traktować ją tak jak by chciało jako demokratyczną alternatywę dla ajatollahów.
- Przede wszystkim nie jestem tak bardzo obeznany z historią, nie było mnie tam w tamtych czasach. Mogę mówić o tym, co się dzieje w ostatnich 11 latach, a w tym czasie to organizacja dowiodła, że jest pokojowa, uczciwa, patriotyczna, i z dużym poparciem, na jej wiece w Paryżu przychodzi sto tysięcy ludzi. Myślę, że historia jest straszliwie wyolbrzymiana przez irańską propagandę. Ta historia była zapewne bardziej zrozumiała, niż głosi machina propagandowa. Prawda jest taka, że to kiedyś było ugrupowanie rewolucyjne, ale po rewolucjach, tak było i w Stanach, rewolucjoniści stają się szybko ludźmi popierającymi pokój, rządy prawa. Zmiana nastąpiła dawno temu.
Rozmawiał Jerzy Haszczyński
Nieliczna demonstracja pod Stadionem Narodowym
Miało być wiele tysięcy, były setki. Demonstracja najbardziej wrogiej władzom w Teheranie irańskiej organizacji opozycyjnej przyciągnęła niewiele mniej dziennikarzy niż protestujących.
Wiec odbył się pod Stadionem Narodowym, dokładnie tam, gdzie jutro będą obradowali uczestnicy spotkania bliskowschodniego, w tym szefowie dyplomacji USA, Izraela, proamerykańskich państw arabskich i dziesięciu krajów UE.
Odbyła się pod hasłem Wolny Iran. Organizator – Narodowa Rada Irańskiego Oporu (NCRI) ściągnęła uczestników głównie z Niemiec, gdzie mieszka duża społeczność irańska. Przedstawiciel NCRI próbował przekonywać, że policzył wszystkich – jego zdaniem trzy tysiące. W rzeczywistości było kilkaset osób. Nie przyjechała szefującą NCRI od 1993 Mariam Radżawi.
Organizacja, która uważa, że reżim ajatollahów trzeszczy w posadach, a ona jest „demokratyczną alternatywą”, do rządzenia w Teheranie cieszy się poparcie wielu ważnych polityków, amerykańskich, europejskich i arabskich, zwłaszcza niezajmujących już stanowisk.
W Warszawie było ich jednak tylko kilku, w tym najbardziej oklaskiwany Rudolph Giuliani, były burmistrz Nowego Jorku. Przemawiał też Marcin Święcicki, poseł PO, który podkreśla, że był tam, że popiera tych, co walczą o prawa człowieka w Iranie.
Przed warszawską konferencją zwolennicy obalenia ajatollahów bardzo się uaktywnili. Także w sieciach społecznościowych. Pojawiły się tysiące wpisów z hasztagiem #WeSupportPolandSummit (Popieramy szczyt w Polsce). Ten drugi do środy po południu wystąpił na Twitterze ponad 14 tysiące razy – obliczyło centrum monitoringu brytyjskiego nadawcy BBC, które wykryło, że większość z nich pochodziło zaledwie z ośmiu kont. Jego zdaniem w sztuczny sposób ma to wywołać niechęć do irańskiego reżimu.