Powiem tak. W pomieszczeniach Leppera są trzy okna.
I one były otwarte. To dość niezwykłe, bo on nigdy ich nie otwierał. Miał klimatyzację, a na parapetach stały doniczki, więc dostęp był utrudniony.
Ktoś wszedł przez okno?
Nie bardzo miał jak. Niedaleko było rusztowanie, ale nie tak blisko, by można był przeskoczyć z niego do tych okien. Można było przejść po gzymsie. Ale tam nie ma gzymsu.
To co pan chce powiedzieć?
Lepper był ostatnią osobą, o której pomyślałbym, że popełni samobójstwo. Nie widzę motywu. Jednocześnie i zabójstwo nie mieści mi się w głowie. Po co? Jak? To się także nie trzyma kupy.
Sam pan mówi, że poprzedniego dnia „brzmiał, jakby był skrajnie wyczerpany"?
Tak, ale jednocześnie powiedział mi, że trapią go stare sprawy, czyli nie wydarzyło się nic nowego. Żadnej katastrofy.
Stare sprawy, czyli co?
Choroba syna, problemy finansowe, niepowodzenia w polityce.
To po kolei...
Syn bardzo ciężko choruje, był w śpiączce, ale ostatnio jego stan zdrowia się poprawił. Jest w domu, chodzi. Zresztą jak choruje dziecko, to człowiek raczej nie myśli o samobójstwie, tylko o tym, jak dziecku pomóc.
Inne kłopoty rodzinne?
Czytałem gdzieś, że jest w separacji z żoną. To jakaś bzdura, są ze sobą tak, jak byli przez wszystkie lata. Gospodarstwo rolne wicepremiera było w kłopotach, ale jeśli ktoś mógł je z tych kłopotów wyciągnąć, to tylko Lepper.
Problemy z pieniędzmi?
Tak, miał je. Wiele wyroków po przegranych w sądach cywilnych za obrazę dobrego imienia. W sumie pewnie uzbierałaby się z tego pokaźna suma. Nie bardzo miał z czego to płacić.
Komornik na karku?
Ostatni raz – z tego co słyszałem – komornicy pojawili się w jego gospodarstwie jakiś rok, półtora temu. Sądzę, że jakoś sobie z tym poradził.
Gospodarstwo nie przynosiło dochodów?
Nie znam się na tym, ale w opinii fachowców dokonano w nim potężnych inwestycji. Drogie maszyny kupowane na kredyt itd. Ja mam teorię na ten temat. Gospodarką zajmował się syn, potem zachorował. Andrzej Lepper ciągle więcej czasu spędzał w stolicy niż tam.
Stąd kłopoty.
Gdzie szukał pieniędzy?
Miał dobre kontakty na Białorusi. Na średnim szczeblu administracji – szef rejonu, obwodu. Szukał polskich biznesmenów, którzy chcieliby tam zarobić, woził ich tam.
Tyle że okazywało się, że ci „biznesmeni" często nie mają nie tylko na inwestycje, ale nawet na paliwo, by jechać na Białoruś.
To go załamywało? Nie mógł sobie załatwić posady u jakiegoś rekina z branży rolniczej?
U kogo? Lepper był jak trędowaty, nikt go nie chciał. A on sam nie potrafił prosić o takie rzeczy. Czy był załamany? Nie wyglądał na załamanego, a nikomu się nie zwierzał.
Jak to nikomu?
Lepper był ze wszystkimi na „ty", a wszyscy byli z nim na „pan". Per „Andrzej" mówiło do niego tylko kilka osób – weteranów z pierwszych blokad dróg. On trzymał dystans, nie zwierzał się, nie miał zwyczaju mówić: „Chodź na wódkę, pogadamy". To zupełnie nie w jego stylu.
Żył mitem wielkiego Leppera?
Żadnych mitów. Ostatnio ktoś na zebraniu powiedział: „Zbierzemy podpisy, będziemy startowali pod własnym szyldem!". A on na to: „Bez żartów, jakie podpisy zbierzecie? Kto je będzie zbierał?". Analizował sytuację. Dlatego prosił mnie o pośrednictwo w kontakcie z Ziętkiem. Wiedział, że na oddzielną listę nie ma szans. I że jeśli będzie udział w wyborach, to bez szyldu Samoobrony.
Sam chciał startować?
Tak, do Senatu. Nie miał wielkich złudzeń, że blok dostanie się do parlamentu, ale jeszcze raz chciał spróbować. Stąd spotkanie z Tymochowiczem, rozmowy ze mną. Miał więc plany na przyszłość, nie wiem, co się stało.
W polityce spadł z wysokiego konia.
Fakt, był wicepremierem, ministrem, posłem. A teraz był zmuszony ganiać po dziwnych biznesmenach, żeby załatwić pieniądze. Najgorsza była samotność. Zostało mu kilku współpracowników, „kierowca", czyli jego sympatyk, który woził go prywatnym samochodem i sam płacił za paliwo. Skończyły się umizgi, zaproszenia. Wszyscy omijali go szerokim łukiem. Nawet ludzie, którzy zawdzięczali mu karierę: ostatnio pewna pani była minister, dziś celebrytka, która sprosiła na imieniny pół miasta, a o nim zapomniała. Przestał być medialny. Lubił politykę, przyzwyczaił się do niej. Wiem, że bardzo mu tego brakowało.
—rozmawiali Paweł Reszka i Michał Majewski