Tekst z archiwum tygodnika "Uważam Rze"
Dzień Kobiet po raz pierwszy w Polsce obchodzony był w roku 1948. Wszędzie tam, gdzie komuniści dochodzili do władzy, obiecywali słabej płci równouprawnienie. Tyle że robili to dość topornie, o czym świadczy również 8 marca. Nowe święto nie polegało bowiem na składaniu hołdu takim cechom, jak delikatność, subtelność, łagodność. Stalinowska rzeczywistość wtłoczyła kobiety niemal w dryl wojskowy. Rewolucja ściśle sprzężona z procesem powojennej odbudowy kraju wymagała twardej, bezwzględnej postawy.
Samodoskonalenie dla rewolucji
Rok 1950. Żadnych kwiatów i innych upominków. Za wcześnie, aby 8 marca był już elementem krajobrazu obyczajowego. To jakby jeszcze oderwana od zwykłego życia kampania ideologiczna. Kobiety polskie zostały wprzęgnięte w tryby światowej rewolucji, więc ważna była skala międzynarodowa święta. „Trybuna Ludu” relacjonowała: „Dzień ten był potężnym przeglądem sił setek milionów kobiet miłujących pokój i czynnie walczących przeciwko zbrodniczym knowaniom podżegaczy wojennych”. Obchody święta w Polsce zbiegły się zresztą z imprezą o doniosłym ideologicznie i propagandowo znaczeniu – II Światowym Kongresem Obrońców Pokoju w Warszawie.
Święto traktowano jako okazję do podejmowania przez kobiety ciężkiego wysiłku i przekraczania norm produkcyjnych. Na przykład rekordem w Wedlu było wyrobienie przez pracownicę 208 procent normy. Ale nie tylko o taką pracę i o takie wyzwania chodziło. „Członkinie spółdzielni produkcyjnej w Andrzejowie zorganizowały koło Towarzystwa Przyjaciół Dzieci oraz koło Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej i zwerbowały do koła gospodyń 30 nowych członkiń.”