Sprawa ma swój początek w czerwcu 2009 roku. Wtedy do jednego z domów w Boruczy pod Tłuszczem na Mazowszu rodzina wezwała policję do awanturującego się 42-letniego Grzegorza P. Jego siostra prosiła, by odwieźć brata do szpitala psychiatrycznego, bo był chory. Na miejsce przyjechało trzech funkcjonariuszy.
– Mąż leżał na łóżku, był spokojny. Mogli go wtedy spokojnie skuć i zabrać. Ale czymś go zdenerwowali. Powiedzieli coś, co go pobudziło – opowiadała żona Grzegorza P. Sama nie widziała dalszego przebiegu interwencji.
Policja twierdziła, że mężczyzna obrzucił funkcjonariuszy butelkami i kamieniami, jeden z nich został uderzony jakimś przedmiotem. Mundurowi wezwali karetkę pogotowia i wsparcie. Na miejsce przyjechał dodatkowy patrol z Tłuszcza. Wtedy Grzegorz P. miał na nich ruszyć z długim nożem kuchennym. Policjanci zaczęli strzelać. Grzegorz P. dostał dwie kule w brzuch. Mężczyzna zmarł w szpitalu. Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie tragicznej interwencji. Dopiero półtora roku później prokuratura uznała, że zawinili policjanci. Dwaj funkcjonariusze z Jadowa: 26-letni Łukasz B. oraz 30-letni Robert I. usłyszeli zarzuty przekroczenia uprawnień podczas interwencji.
– Podjęli niesłuszną decyzję wobec osoby chorej, co spowodowało pobudzenie i wzrost agresji u mężczyzny – tłumaczyli śledczy. Trzeci z policjantów, 25-letni Tomasz S. z Tłuszcza usłyszał zarzut przekroczenia uprawnień i spowodowania ciężkich obrażeń ciała u zatrzymywanego mężczyzny, które skutkowały zgonem (to on oddał śmiertelne strzały).
Eskalacja agresji
Policjanci nie przyznali się do zarzucanych im czynów. Zapewniali, że nie wiedzieli o chorobie zatrzymywanego mężczyzny. Pod koniec 2010 sprawa trafiła do sądu. Proces toczył się przez kilka miesięcy. W czasie jego trwania policjanci wyrazili żal z powodu śmierci Grzegorza P. Twierdzili też, że nie czują się winni. Prokuratura była innego zdania. Utrzymywała, że działanie mundurowych nie było profesjonalne, że to oni doprowadzili do eskalacji agresji.