Towar polityczny drugiej kategorii

Lekceważąc Europę, sami możemy być przez nią zlekceważeni.

Publikacja: 07.05.2014 02:00

Red

Przytłoczona kryzysem Europa szuka swojego „światełka w tunelu". Przejawem tego są pomysły pogłębiania procesów integracyjnych z dominującą opcją federacjonizmu. W każdej z jej odmian  rośnie rola Parlamentu Europejskiego, w tym zwłaszcza jako instytucji ustawodawczej. Urasta on do rangi głównego współustawodawcy zjednoczonej Europy.

Dzisiejsza Unia Europejska jest produktem permanentnie zawieranego kompromisu – kompromisu zarówno w sferze interesów, jak i w sferze idei. W tym drugim przypadku jest to kompromis pomiędzy chrześcijańską demokracją, socjaldemokracją i liberałami. Cechą przyszłych legislatorów Europy powinna być zatem także wyrazistość ideowo-programowa. Zazwyczaj bowiem jakość  zawieranych kompromisów stanowi pochodną propozycji wysuwanych przez rozmaite strony europejskiej sceny europejskiej.

Jednocząca się Europa stoi dziś na rozdrożach. Rośnie społeczny opór wobec kierunków jej dotychczasowej ewolucji. Przyszłemu europarlamentowi, ciału o wyraźnie wzmocnionych kompetencjach, przyjdzie uczestniczyć będzie w strategicznym wyborze dalszych dróg europejskiej integracji. Wymagało to będzie od przyszłych polskich eurodeputowanych zdolności do pełnoprawnego i równorzędnego udziału w tej strategicznej debacie.

Eurosceptyczne marginesy

Tymczasem pierwsze dni kampanii wyborczej w Polsce nie napawają optymizmem. Odzwierciedlają raczej syndrom wstydliwie skrywanego prowincjonalizmu. Niedobrze się stało, że wybory europejskie stanowią tak naprawdę preludium ważniejszych dla polskiej klasy politycznej wyborów samorządowych i parlamentarnych. Służą zatem zajmowaniu pozycji wyjściowych przed wyborami krajowymi. Są czymś w rodzaj poligonu doświadczalnego. I jeśli nawet partie polityczne zdają się przywiązywać do nich wagę i kierują na listy wyborcze swoje atutowe asy, to głównie po to, by przejąć inicjatywę w o wiele dla nich ważniejszym wyścigu wyborczym.

Dlatego też podkreślić należy różnorodne, w wielu przypadkach nie związane z wyborami europejskimi, motywacje, jakimi kierują się liderzy poszczególnych partii obsadzając swoje listy. Najbardziej racjonalne i w dużym stopniu europejskie są racje, jakimi kieruje się Donald Tusk i kierowana  przez niego Platforma Obywatelska. Partia ta zasmakowała już w obsadzaniu licznych europejskich funkcji politycznych (przewodniczący PE, komisarze, przewodniczący poszczególnych komisji europarlamentu itd.).

Celem jest zatem uzyskanie tak dużej reprezentacji w PE, by nadal uczestniczyć w pozyskiwaniu znaczących funkcji, głównie dzięki przynależności do dominującej w europarlamencie i całej UE Europejskiej Partii Ludowej. Stąd też na listach wyborczych PO roi się od byłych i obecnych posłów, senatorów, eurodeputowanych i ministrów. Z jednej strony jest to więc walka o zachowanie inicjatywy politycznej w kraju, ale z drugiej jest to także wyraz ambicji zmierzających do zwiększania wpływu na politykę samej Unii.

Pod tym względem z postawą Donalda Tuska kontrastuje wyraźnie polityka Jarosława Kaczyńskiego. Eurodeputowani PiS funkcjonują w PE na jego eurosceptycznych marginesach. Nie europarlament jest zatem głównym celem  Kaczyńskiego, a wytrącenie inicjatywy politycznej z rąk PO na scenie krajowej. Sukces w eurowyborach miałby tu więc charakter zdecydowanie instrumentalny.

Kaczyński, wysyłając w poprzednich eurowyborach do Brukseli polityków ambitnych doczekał się rozłamów i zmniejszenia swojej frakcji w Brukseli z 15 do 7 eurodeputowanych. Teraz dobiera kandydatów ostrożniej i przyjmuje nowe kryterium ich przydatności. Priorytetem jest lojalność wobec wodza partii, a nie rozpoznawalność kandydatów. Licząc na to, że PiS będzie partią pierwszego  wyboru dla największej części wyborców, Kaczyński na pierwszych i drugich miejscach list umieścił polityków i ekspertów swojego zaufania, cechujących się niewysokim poziomem politycznych ambicji. Dla szefa PiS eurowybory stanowią jedynie formę użytecznego testu, a celem zasadniczym są wybory parlamentarne w kraju.

Parlament Europejski to nie miejsce dla politycznych terminatorów i sfatygowanych życiem działaczy

Nieco inne motywacje przyświecają liderowi PSL Januszowi Piechocińskiemu. Tu walka toczy się o życie. I to nie tylko o przetrwanie tej partii na polskiej scenie politycznej, bo eurowybory o tym nie decydują. Tu toczy się walka o polityczny byt samego szefa PSL. Jeśli ugrupowanie to nie zachowa co najmniej dotychczasowego stanu posiadania w PE, to do przyszłorocznych wyborów parlamentarnych pójdzie już pod innym przywództwem politycznym. Stąd też na listach PSL mamy swoiste pospolite ruszenie obecnych i byłych posłów, senatorów, eurodeputowanych i ministrów z dawnym wicepremierem na czele. Na polityczną szalę rzucone zostało wszystko to, co zagwarantować może obecnemu liderowi polityczne przetrwanie. Należy w tym miejscu przyznać, że ze strategicznymi dylematami, przed jakimi stał będzie jutro europarlament niewiele ma to wspólnego.

Podobnymi pobudkami kieruje się SLD i osobiście Leszek Miller. Tak jak w przypadku PO i PiS batalia toczy się o przejęcie w przyszłym roku inicjatywy przed wyborami parlamentarnymi, tak tu mamy do czynienia z grą w cieniu rywalizacji między SLD a Europą Plus Twoim Ruchem na polskiej lewicy. Jest to więc niemal personalna rywalizacja między Leszkiem Millerem a Januszem Palikotem o lewicowy elektorat. Od wyniku tej rywalizacji w dużym stopniu zależy pozycja wyjściowa obu partii przed przyszłorocznymi wyborami do Sejmu.

Wszystkie pozostałe komitety wyborcze, w tym zwłaszcza Kongres Nowej Prawicy Janusza Korwin Mikkego i Ruch Narodowy, traktują wybory europejskie zdecydowanie instrumentalnie. To dla nich głównie sposób na zwiększenie swojej rozpoznawalności przed wyborami parlamentarnymi w 2015 roku. Świadczy o tym m.in. skład list tych komitetów. Złożone są one przede wszystkim z działaczy lokalnych  o niewielkiej rozpoznawalności politycznej w skali ogólnokrajowej. Na listach tych są także wszyscy liczący się czołowi działacze ugrupowań. Z tego mogłoby wynikać, że mamy tu do czynienia z zamiarem ich wylansowania przy nikłych szansach wyboru.

Analiza zasadniczych motywacji wyborczych, jakimi kierują się liderzy polskich partii oraz składu list, a także problematyki poruszanej w pierwszej fazie kampanii wyborczej, nie nastraja więc optymistycznie.

Trudno byłoby zatem wypracować idealny model kandydata do PE. Kończąca się kadencja europarlamentu daje jednak pewne pole dla sformułowania wniosków. Jeden z nich płynie z pewnością z przeprowadzonego przez „Rzeczpospolitą" rankingu najlepszych polskich europosłów lat 2009-2014. Wyodrębniając z tej grupy pierwszą piętnastkę możemy pokusić się o próbę zarysowania modelu kandydata idealnie wpasowanego w rolę europejskiego współustawodawcy.

Po pierwsze więc dominują tu osoby z wysokim cenzusem naukowym (profesorowie i doktorzy). Po drugie, reprezentują oni głównie prawo, ekonomię, politologię i socjologię, a zatem te dziedziny wiedzy, które łączą się najściślej z procesami tworzenia prawa i procesami integracji europejskiej. Jeśli nawet zdarzyli się wśród nich historycy lub specjaliści w zakresie nauk technicznych, to są to osoby o ogromnym dorobku politycznym. Europarlament to zatem izba merytorycznego i politycznego przygotowania najwyższej próby. Izba dla elity elit, a nie politycznych terminatorów i sfatygowanych życiem działaczy.

Idąc tropem formuły zaproponowanej przez „Rzeczpospolitą" dokonałem analizy list głównych komitetów wyborczych, koncentrując się na dwóch pierwszych pozycjach danej listy, czyli na tzw. miejscach biorących. Przeanalizowałem przy tej okazji życiorysy i dorobek intelektualny prawie 250 kandydatów. Wnioski nie są budujące.

Zsyłka i intratne dochody

Prawie 40 proc. kandydatów to byli lub obecni posłowie, senatorowie, eurodeputowani i ministrowie (a nawet jeden wicepremier). Pozornie mamy zatem tu budujący obraz politycznego doświadczenia. Jeśli jednak dokonamy analizy kandydatów pod kątem ich przygotowania merytorycznego (bo przecież chodzi tu o przyszłych współtwórców prawa europejskiego) to obraz ten nie jest już tak optymistyczny. Prawnicy, ekonomiści, politolodzy i socjolodzy (a zatem te zawody, których przedstawiciele w ocenie „Rzeczpospolitej" sprawdzili się w Parlamencie Europejskim najlepiej) stanowią niespełna 30 proc. kandydatów z pierwszego i drugiego miejsca list wyborczych. Pozostali to głównie zbieranina działaczy szczebla lokalnego o bliżej nieokreślonych kompetencjach, ale być może o głośnych w wymiarze lokalnym nazwiskach.

Na szczęście nie sprawdziła się fama o licznych celebrytach i sportowcach obsadzających listy (przynajmniej jeśli chodzi o te przeanalizowane miejsca). Naliczyłem ich niespełna pięciu.

Parlament Europejski pozostaje w polskiej polityce głównie miejscem politycznej zsyłki lub wymarzonym obiektem intratnych dochodów. Dostarczając tam towar polityczny drugiej kategorii marginalizujemy się sami w życiu politycznym tej instytucji. Lekceważąc Europę sami możemy być przez nią zlekceważeni. A co gorsza, może to się stać (niejako rykoszetem) przyczyną lekceważenia PE przez polskich wyborców,  o czym może zaświadczy frekwencja 25 maja.

Autor jest politologiem, profesorem Uniwersytetu Jana Kochanowskiego w Kielcach, zastępcą przewodniczącego Komitetu Nauk Politycznych PAN. W przeszłości był związany z SLD i innymi ugrupowaniami lewicy

Przytłoczona kryzysem Europa szuka swojego „światełka w tunelu". Przejawem tego są pomysły pogłębiania procesów integracyjnych z dominującą opcją federacjonizmu. W każdej z jej odmian  rośnie rola Parlamentu Europejskiego, w tym zwłaszcza jako instytucji ustawodawczej. Urasta on do rangi głównego współustawodawcy zjednoczonej Europy.

Dzisiejsza Unia Europejska jest produktem permanentnie zawieranego kompromisu – kompromisu zarówno w sferze interesów, jak i w sferze idei. W tym drugim przypadku jest to kompromis pomiędzy chrześcijańską demokracją, socjaldemokracją i liberałami. Cechą przyszłych legislatorów Europy powinna być zatem także wyrazistość ideowo-programowa. Zazwyczaj bowiem jakość  zawieranych kompromisów stanowi pochodną propozycji wysuwanych przez rozmaite strony europejskiej sceny europejskiej.

Pozostało 92% artykułu
Kraj
Były dyrektor Muzeum Historii Polski nagrodzony
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Kraj
Podcast Pałac Prezydencki: "Prezydenta wybierze internet". Rozmowa z szefem sztabu Mentzena
Kraj
Gala Nagrody „Rzeczpospolitej” im. J. Giedroycia w Pałacu Rzeczpospolitej
Kraj
Strategie ochrony rynku w obliczu globalnych wydarzeń – zapraszamy na webinar!
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Kraj
Podcast „Pałac Prezydencki”: Co zdefiniuje kampanię prezydencką? Nie tylko bezpieczeństwo