Reklama

Nie oddał długu, to go porwali

Sześciu mężczyzn z Pomorza odpowie za uprowadzenie w Hiszpanii przemytnika narkotyków, wzięcie okupu i przywłaszczenie jego rzeczy.

Aktualizacja: 12.01.2015 09:39 Publikacja: 12.01.2015 09:29

Nie oddał długu, to go porwali

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki

- Poza tym zostali oni oskarżeni o pozbawienie wolności ofiary, posiadanie narkotyków i nielegalne posiadanie broni – wylicza Mariusz Marciniak, rzecznik gdańskiej Prokuratury Apelacyjnej, która prowadziła śledztwo w tej sprawie.

Wszczęła je ona po ustaleniach z innego postępowania dotyczącego zabójstwa innego gangstera Dariusza R. ps. „Rusił" z Gdyni we wrześniu 2008 roku.

Mężczyzna został brutalnie skatowany, dostał kilka ciosów nożem, a potem jego ciało wrzucono w walizce do kanału wodnego w Amsterdamie, w Holandii. Zwłoki policja odnalazła dwa tygodnie po zbrodni. - Charakter ran świadczył o użyciu długiego noża, lub noży, i o bardzo dużej sile agresji działania sprawców – napisał biegły podczas sekcji.

Policja holenderska ustaliła gdzie zamordowano „Rusiła". Sąsiedzi wspominali słyszeli odgłosy szamotaniny, głośnych uderzeń, przestawiania mebli, sprzątania i szumu lejącej się wody.

Jeden ze świadków widział dwóch mężczyzn wynoszących bardzo ciężką walizkę, z tego mieszkania, do samochodu. – Musiała być bardzo ciężka skoro przenosiło ją dwóch mężczyzn – mówił.

Reklama
Reklama

Policji holenderskiej udało się odnaleźć samochód volkswagena golfa, którym zabójcy przewozili zwłoki. W aucie zabezpieczono liczne ślady biologiczne, z których wyizolowano ślady DNA Artura B., ps. „Artuś".

Funkcjonariusze ustalili, że „Artuś" przyleciał do Amsterdamu 19 września 2008 r., a cztery dni później przyleciał tam Dariusz R., ps. „Rusił". Dariusz R . został przewieziony do mieszkania, w którym później zginął. Dojechał tam też „Artuś".

Zdaniem jednego ze świadków Artur B., opowiadał w późniejszym czasie, rozliczył z Dariuszem R., ps. „Rusił" sprawę porwania. Mówił, że nie mógł mu darować swojego porwania i uderzył go z taką siłą, że jego głowa rozbiła się o ścianę.

Śledztwo w sprawie zabójstwa Dariusza R., ps. „Rusił", zostało przejęte od holenderskich organów ścigania przez polską prokuraturę. Jest obecnie prowadzone przez funkcjonariuszy gdańskiego Zarządu CBŚP i śledczych z Gdańska.

Kiedy polscy śledczy ustalili, że zabójstwo „Rusiła" było odwetem za Artura B., ps. „Artuś", za jego wcześniejsze porwanie dla okupu wszczęli śledztwo w tej sprawie.

Artur B. był znany w środowisku przestępczym Trójmiasta, a zwłaszcza wśród osób zajmujących się obrotem znacznymi ilościami kokainy. Zdaniem niektórych świadków Artur B., był koordynatorem dostaw kokainy z Ameryki Południowej, nie tylko do Trójmiasta, lecz nawet na teren całej Polski.

Reklama
Reklama

Po wszczęciu w 2006 roku przez CBŚ działań przeciwko trójmiejskim handlarzom narkotyków mężczyzna w obawie przed aresztowaniem zbiegł z Polski i ukrywał się za granicą. Początkowo w Ameryce Południowej, a później w Holandii i w Hiszpanii. W kwietniu 2012 roku został zatrzymany w Hiszpanii, a dwa miesiące później deportowano go do Polski.

W dniu 22 sierpnia 2012 roku Artur B. zmarł w szpitalu w Bydgoszczy, gdzie został przewieziony z zakładu karnego w Sztumie.

Z ustaleń śledztwa w sprawie porwania „Artusia" wynika, że Dariusz R i Artur B. znali się i „robili ze sobą różne interesy, najczęściej dotyczyły międzynarodowego handlu kokainą. „Artuś" miał długi wobec „Rusiła" sięgające pół miliona euro, których konsekwentnie nie oddawał. Zresztą Artur B. miał długi także wobec wielu innych osób.

W styczniu 2008 roku w Polsce powstała zorganizowana grupa o charakterze zbrojnym, której celem było uprowadzenie Artura B. ps. „Artuś" i uzyskanie okupu, który by pokrył długu mężczyzny, a których on nie chciał uregulować.

W skład grupy wchodzili: organizator porwania zamordowany później Dariusz R., a także oskarżeni teraz Jacek W. ps. „Samuraj", Marek Sz., Bogdan G., Łukasz D. ps.„Czosnek", Jacek P. ps. Nosek, Arkadiusz B. oraz ukrywający się Bogdan W.

Ustalenia gdańskich śledczych wskazują, że szajka od 14 lutego do marca 2008 roku, na terenie Hiszpanii w ramach przestępczych porachunków uprowadziła i przetrzymywała jako zakładnika Artura B. Poza tym posługując się bronią palną, dokonali rozboju na Kai K. konkubinie porwanego mężczyzny. Pozbawili ją wolności i przywłaszczyli biżuterię, dwa laptopy, trzy aparaty cyfrowe, kamerę cyfrową oraz pieniędzy w nieustalonej kwocie.

Reklama
Reklama

Artur B. do końca swego życia – a zmarł w Polsce w 2012 roku zaprzeczał, żeby był porwany i uwolniony po opłaceniu okupu.

Kaja K., w każdym przesłuchaniu, za życia konkubenta konsekwentnie odmawiała składania zeznań. Dopiero po jego śmierci kobieta zeznała to, o czym inni świadkowie i podejrzani mówili już znacznie wcześniej.

Do porwania doszło w Walentynki 2008 roku. „Artuś" wraz z Kają K. byli wieczorem na romantycznej kolacji we włoskiej knajpie. Do wynajmowanego domu w hiszpańskiej Calpe przy ul. Calle Eucaliptus wrócili około północy. Gdy zatrzymali mercedesem klasy S pod budynkiem i wysiedli z samochodu i usłyszeli okrzyk „policja!".

- Zabrzmiał typowo po polsku, ale wówczas nie zwróciła, na to uwagi. Wszystko przebiegało bardzo szybko. Jednocześnie napadło na nich kilka osób – wspominała kobieta, która była w trzecim miesiącu ciąży.

Jeden z mężczyzn skuł kajdankami jej ręce. Zażądał wydania klucza do budynku. Kobieta dała mu je. Wprowadzono ją do wewnątrz. Jej partnera leżącego na ziemi, przytrzymywało trzech lub czterech mężczyzn.

Reklama
Reklama

- Byłam przekonana, że są to policjanci, bo byli ubrani w czarne, militarne uniformy. Wyglądali, jak policjanci i zachowywali się, jak policjanci. Mieli przy sobie broń długą, karabiny oraz broń krótką, pistolety – opowiadała Kaja K.

Jeden z mężczyzn kazał jej usiąść w salonie na kanapie i przesłuchiwał ją po hiszpańsku i po angielsku. Nie miał kominiarki jak wspólnicy i jako jedyny znał biegle hiszpański.

Mężczyzna ten powiedział, że jest z policji i pytał sie gdzie są pieniądze i narkotyki. - Tylko to go praktycznie interesowało – opowiada prok. Marciniak.

Mężczyzna, który rozmawiał z Kają K., powiedział jej, że Artur B.,jest poszukiwany, jako podejrzany o przemyt narkotyków na dużą skalę i z tego powodu zostanie zatrzymany.

Mężczyźni pozwolili położyć się Kai K. w sypialni gdzie zasnęła. Gdy się rano obudziła w domu nikogo już nie było. Kobieta obeszła cały budynek i zobaczyła, że wszystkie rzeczy z szaf były porozrzucane.

Reklama
Reklama

Zginęły wszystkie wartościowe rzeczy: biżuteria; dwa zegarki Artura K., jeden duży męski zegarek Franck Muller wysadzany diamentami i drugi Piaget z bransoletą wysadzaną diamentami i szafirami; dwa lub trzy laptopy nieznanej marki; dwa lub trzy aparaty cyfrowe w tym jeden do robienia zdjęć pod wodą; kamera cyfrowa. Z portfela Kai K. zabrano wszystkie pieniądze. Nawet drobne. Mężczyźni zabrali samochód mki Mercedes klasy S. oraz kilogram kokainy.

Najpierw Kaja K. zadzwoniła do Urszuli B. matki swojego partnera. Potem chciała znaleźć adwokata dla zatrzymanego. Jednak wcześniej odebrała SMS-a z nieznanego jej numeru telefonu. Przeczytała w nim, że Artur B. został uprowadzony i wkrótce dostanie kolejne informacje.

Dzień później do kobiety zadzwonił znajomy Artura B., Wiesław K., ps. „Lakiernik". Powiedział, że się wszystkim zajmie. Kazał Kai K. wyjechać z Hiszpanii. – Tobie też grozi niebezpieczeństwo. Widziałaś twarz jednego z porywaczy – tłumaczył.

Kobieta wróciła do rodzinnego Fromborka. Cały czas utrzymywała kontakt z „Lakiernikiem", który informował ją, że pertraktacje są na najlepszej drodze i można zbierać pieniądze na okup. Nie podał jednak jego sumy.

Kaja K., próbowała uzyskać pieniądze od matki Artura B. i jego byłej konkubiny, ale się jej nie udało. Ostatecznie gotówkę: pół miliona euro przygotował Marek Z., znajomy Artura.

Reklama
Reklama

Pieniądze miały zostać przekazanie na autostradzie w Hiszpanii. Z gotówką pojechali Roman K. i Marek Z.. Tak jak chcieli porywacze mężczyźni jechali samochodem z otwartym dachem autostradą w kierunku Walencji.

Po około pięciu minutach otrzymali polecenie, by zatrzymali się na moście pod którym biegła polna droga i zrzucili tam plecak z gotówką. Tak też zrobili. Mimo, że okup został przekazany porywacze nie uwolnili ofiary. Zażądali dopłaty : 150 tys. euro. Bliscy uprowadzonego nie wpłacili takiej kwoty.

Artur B., został uwolniony na krótko przed Świętami Wielkanocnymi, które w 2008 roku wypadały w dniach 23-24 marca. Był wychudzony, miał ranę na czole, poobijane palce, spuchnięte i sine kolano.

– Mężczyzna przesłuchany w charakterze świadka krótko przed swoją śmiercią, zeznał, że nic nie powie na temat uprowadzenia w Hiszpanii, po czym dodał, że nic nie wie na temat swojego uprowadzenia – mówi prokurator Marciniak.

„Artuś" rozpoznał na zdjęciach pokazywanych mu przez śledczych Jacka W. ps.„Samuraj" i Arkadiusza B. – To są moi znajomi – powiedział.

Poza zeznaniami Kai K. o uprowadzeniu Artura B. mówiła Małgorzata L., matka jego dzieci. Kobieta zeznała, że B., opowiadał jej , że został uprowadzony w Hiszpanii, a w czasie tego porwania został mocno poturbowany. - Był przetrzymywany przez dwa lub trzy tygodnie. Organizatorem tego porwania był Dariusz R. ps.„Rusił" – mówiła kobieta.

Swoje straty wynikające z porwania Artur B., wycenił na około miliona euro. W czasie dwuletniego śledztwa zarzuty usłyszało sześciu mężczyzn. Organizator porwania Dariusz R. ps. „Rusił" nie żyje, więc śledztwo przeciw niemu zostało umorzone.  - Postępowanie wobec pozostałych osób, podejrzanych o popełnienie tego przestępstwa, jest kontynuowane – mówi prok. Marciniak.

Oskarżonym grozi kara od trzech do 15 lat pozbawienia wolności, kara grzywny oraz obowiązek zwrotu korzyści osiągniętych z popełnienia przestępstw.

Policja
Nietykalna sierżant „Doris”. Drugie życie tajnej policjantki
Warszawa
Kolejne dziesiątki milionów w remont Sali Kongresowej. Termin otwarcia się oddala
Kraj
Czeski RegioJet wycofuje się z przyznanych połączeń. Warszawa najbardziej dotknięta decyzją
Kraj
Warszawiacy zapłacą więcej za wywóz śmieci. „To zwykły powrót do starych stawek”
Kraj
Zielone światło dla polskiej elektrowni jądrowej i trzęsienie ziemi w PGE
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama